FinTech, banki i giełdy

FinTech, banki i giełdy

Nie ma wątpliwości co do tego, że nowoczesny sektor finansowy odgrywa wielką rolę w naszym życiu. Sto lat temu niewiele osób miało konto oszczędnościowe w banku i praktycznie wszystkie codzienne transakcje, włączając kupno mleka czy chleba, dokonywane były z udziałem gotówki. A jednak mimo że osoby fizyczne były słabo, albo nawet w ogóle, związane z instytucjami finansowymi, sektor finansowy odgrywał fundamentalną rolę we wspieraniu i stymulowaniu rozwoju oraz wzrostu gospodarczego. Pod tym względem jego rola się nie zmieniła.
Pomimo ogólnego konsensusu, że dobrze rozwinięty sektor finansowy pomaga stymulować wzrost gospodarczy, jest wiele opinii (rzadko zgodnych) na temat tego, jak mierzyć rozwój sektora finansowego oraz jak porównywać sektory finansowe różnych krajów. Co więcej, jeszcze trudniej jest osiągnąć porozumienie w kwestii tego, jak optymalny sektor finansowy powinien być ustrukturyzowany, zorganizowany, regulowany i zarządzany. Różnorodność rozwiązań wprowadzonych w krajach postsowieckiego bloku w celu zbudowania i restrukturyzacji sektora finansowego po upadku komunizmu jest tego najlepszym przykładem.

Dodatkowe komplikacje wynikają z tego, że sektory finansowe są bardzo dynamiczne i w ostatnich dziesięcioleciach ich ewolucja była tak intensywna i dogłębna, że proces ten bardziej przypomina rewolucję niż ewolucję. Jest to szczególnie istotne obecnie, kiedy wpływ technologii, potocznie znanej jako FinTech [ang. financial technology; to rodzaj nowoczesnych technologii, których celem jest konkurowanie z tradycyjnymi sposobami prowadzenia usług finansowych – przyp. red.], na struktury i procesy finansowe gwałtownie rośnie. Trudno przewidzieć, dokąd zaprowadzi nas rewolucja FinTech, ale jedno można powiedzieć na pewno: historyczne struktury oparte na bankach i giełdach nie przetrwają w obecnej formie.

30 lat temu, kiedy Polska i sąsiednie kraje zaczęły obmyślać na nowo swój format ekonomiczny, automatycznie założono, że nowy system finansowy będzie miał sektor bankowy i giełdę. Otwarcie Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie w 1991 roku było symboliczne zarówno ideologicznie, jak i ekonomicznie. Dla wielu osób otwarcie własnej, „narodowej” giełdy po ponadpółwiecznej przerwie było istotnym sygnałem, że kraj wyzwolił się z „centralnego planowania”. Jednakże choć pierwsze kroki postawione na ścieżce wolnorynkowej przyszłości były zachęcające, warszawska giełda, ze swoją garstką notowanych papierów wartościowych i jedną sesją w tygodniu, była z ekonomicznego punktu widzenia mało znacząca. Oczywiście te pierwsze kroki były chwiejne, a droga do utworzenia dobrze funkcjonującej i ekonomicznie znaczącej giełdy jest zwykle ciernista i wyboista. Niemniej wizja zbudowania zarówno sektora bankowego, jak i giełdy papierów wartościowych była ważnym krokiem naprzód. Stanowiła integralną częścią procesu zdobywania tego, co rozwinięte kraje miały od dawna i czego potrzebowały, by wspierać swój rozwój ekonomiczny.

Państwa dzieli się zwykle (jeśli nie zostały wypaczone przez egzotyczne eksperymenty ekonomiczne, takie jak komunizm) na te, w których istnieje system „bankowy” albo system „rynkowy”. W gospodarkach z systemem bankowym banki odgrywają centralną rolę w dostarczaniu finansów przedsiębiorstwom poprzez mobilizację oszczędności, alokację kapitału, ocenę ryzyka itd. Dla kontrastu w gospodarkach z systemem rynkowym rynki kapitałowe wraz z bankami przyczyniają się do zapewnienia i akumulacji zasobów kapitałowych. Często uznaje się kraje takie jak Niemcy czy Japonia za te, które mają system bankowy, a Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone za te, które mają system rynkowy. Choć podział ten jest nieco uproszczony, wydaje się, że w tych spostrzeżeniach odnaleźć można wiele prawdy.

Z perspektywy historycznej korporacje niemieckie i japońskie rzeczywiście mają o wiele bliższe i długofalowe relacje z bankami niż korporacje w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. A jednak jest oczywiste, że nawet jeśli giełdy w Niemczech i Japonii „historycznie” były stosunkowo mało znaczące, dziś nie jest to prawdą. Giełda w Tokio to trzecia pod względem wielkości giełdą na świecie, po nowojorskiej NYSE i Nasdaq. Jej rynkowa kapitalizacja na poziomie niemal 5,7 biliona dolarów (czyli dziesięć razy tyle, ile wynosi PKB Polski) może się wydawać mała w porównaniu z kapitalizacją giełd amerykańskich (odpowiednio 22,9 biliona dolarów i 10,9 biliona dolarów), ale Japonia jest też o wiele mniejszym krajem. Giełda we Frankfurcie, z kapitalizacją na poziomie 1,8 biliona dolarów, zajmuje dwunaste miejsce na światowej scenie, pięć miejsc za Wielką Brytanią (ta z kapitalizacją na poziomie 3,8 biliona dolarów). Jednakże w klasyfikacji giełd krajów rozwiniętych giełda we Frankfurcie znajduje się tylko poniżej giełd amerykańskich, giełdy tokijskiej, Euronextu (giełda obsługująca kilka krajów Unii Europejskiej), giełdy londyńskiej i giełdy w Toronto. W ten sposób, odkładając Euronext na bok (bo nie jest przykładem giełdy krajowej), spośród pięciu największych rozwiniętych giełd świata trzy znajdują się w krajach z gospodarką rynkową (Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Kanada), a dwie w krajach z gospodarką bankową (Japonia i Niemcy). A zatem prosty, „historyczny”, podział krajów na te, w których giełdy odgrywają istotną rolę, i te, w których rola giełdy jest mało znacząca, nie jest już ani dokładny, ani właściwy.

Rozwój giełd w krajach historycznie klasyfikowanych jako te z systemem bankowym jest częścią większego trendu. Co więcej, warto zauważyć, że globalny rozwój giełd papierów wartościowych to stosunkowo nowoczesne zjawisko. Wielu młodym ludziom istnienie giełd może się wydawać tak oczywiste, jak telefon komórkowy w tylnej kieszeni spodni. A jednak jeszcze 30 lat temu prawie połowa populacji świata mieszkała w krajach, które nie miały giełdy papierów wartościowych (nie mówiąc o telefonie w tylnej kieszeni spodni).

W czasach współczesnych tworzenie i rozwój giełd papierów wartościowych jest procesem związanym z przemianami ekonomiczno-politycznymi, jak również technologiczno-kulturowymi. Na przykład potrzeba tworzenia giełd papierów wartościowych jest nierozerwalnie związana z rosnącą potrzebą finansowej otwartości i transparentności. Niewątpliwie upadek komunizmu przyczynił się do powstania w Europie większej liczby nowych giełd niż tych wcześniej znanych jako rozwinięte. Jednakże od początku lat 90. wiele krajów na całym świecie stworzyło giełdy i tego trendu nie można przypisać upadkowi komunizmu i/lub centralnie planowanych gospodarek. Oczywiście Chiny i Wietnam są tego najlepszymi przykładami.

Rozwój technologiczny, a zwłaszcza transformacja tego, jak wiele, jak szybko i w jaki sposób można przesyłać i gromadzić informacje, stał się fundamentalny dla rozwoju giełd papierów wartościowych. Podczas gdy poszczególne banki mogą zbierać i gromadzić dane o indywidualnych inicjatywach inwestycyjnych, danymi tymi rzadko dzielą się z innymi bankami i inwestorami. Giełdy, jeśli działają jak należy, sprawiają, że standardowa, szybka i spójna informacja staje się publicznie dostępna. To z kolei pozwala na stworzenie środowiska inwestycyjnego, w którym inwestorzy mają dostęp do szerokiego wach larza możliwości inwestycyjnych i wybierają te, które najbardziej im odpowiadają.

Inwestycje giełdowe łączą się z wyższym ryzykiem niż typowe depozyty bankowe. Istnieje wiele potencjalnych źródeł ryzyka giełdowego, w tym operacyjne (na przykład infrastruktura i regulacje/przepisy są niewystarczające, by zapobiegać nieprawidłowościom), informacyjne (na przykład niektórzy inwestorzy mogą wykorzystywać to, że mają dostęp do informacji, do których inni inwestorzy dostępu nie mają) itd. Pewne ryzyko może także wynikać z braku dywersyfikacji, kiedy inwestorzy nie mają wystarczających funduszy (a także umiejętności lub wiedzy), by skonstruować portfel w taki sposób, żeby indywidualne akcje wchodzące w jego skład odznaczały się małym prawdopodobieństwem jednoczesnej utraty wartości. Jednakże możliwość lepszej dywersyfikacji ryzyka wciąż pozostaje jedną z fundamentalnych zalet inwestowania na giełdach papierów wartościowych. Pomaga ona nie tylko inwestorom, ale i firmom. Kiedy inwestorzy zyskują na dywersyfikacji, zyskują także firmy i menedżerowie. Jest to konsekwencją tego, że dzięki dywersyfikacji inwestorzy są skłonni inwestować w projekty, które pojedynczo byłyby potencjalnie zbyt ryzykowne.

Tym samym projekty, które nie zyskałyby akceptacji banków – albo gdyby ją zyskały, byłyby o wiele droższe – zdobywają finansowanie. W efekcie zdolność uzyskiwania dodatkowych funduszy przy mniejszych ograniczeniach podnosi liczbę inwestycji, a zatem przyspiesza wzrost gospodarczy.

Niestety, nie wszystkie firmy mogą osiągać zyski z giełd i emisji papierów wartościowych. By wejść na giełdę, spółka musi spełnić wiele, nierzadko wyśrubowanych, kryteriów, których spełnienie samo w sobie może być bardzo kosztowne. Jednym z głównych problemów giełd jest to, że pozostają one stosunkowo drogim pośrednikiem. Co więcej, ich transparentność informacyjna nie zawsze jest doskonała i zwykle wyższa dla większych graczy (zarówno po stronie emitentów, jak i inwestorów) niż dla tych mniejszych. Nawet jeśli specjalne segmenty renomowanych giełd, jak AIM na giełdzie londyńskiej, zostały stworzone, by dotrzeć do mniejszych i mających mniejszą szansę na przebicie się na tradycyjną giełdę firm, to jednak nie jest to rozwiązanie uniwersalne. W szczególności nie jest to rozwiązanie stosowne dla krajów z małymi giełdami o stosunkowo niewielkich obrotach, jak na przykład Polska. Tak więc finansowanie firm poprzez emisję akcji pozostaje poza zasięgiem wielu przedsiębiorców. Paradoksalnie te małe i średnie firmy mają także trudności z uzyskiwaniem funduszy z banków. Było to szczególnie widoczne w ostatnich latach, gdy po kryzysie finansowym wprowadzono zaostrzone regulacje dotyczące działalności bankowej.

Banki są znane z dyskryminowania ryzykownych projektów, a w rezultacie drobnych przedsiębiorców, gdyż ich inicjatywy skupiają się na indywidualnych (często niezdywersyfikowanych) ideach. Tak więc jeśli chodzi o dostęp do kapitału, życie jest łatwiejsze dla dużych firm, bez względu na to, czy gospodarka jest typu rynkowego, czy bankowego. Stanowi to szczególny problem dla tych przedsiębiorców, którzy chcą podejmować ryzyko. Pomimo ogromnego rozwoju systemów finansowych niewiele się zmieniło w tej kwestii. Fakt, że rządy często tworzą osobne agencje inwestycyjne, by wspierać tych, którzy mają obiecujące pomysły, ale nie mogą znaleźć kapitału poprzez tradycyjne instytucje finansowe, wskazuje na palącą potrzebę takiego finansowania i ukazuje skalę ograniczenia tradycyjnych źródeł finansowania.

Na szczęście tam, gdzie istnieje potrzeba wspierania innowacji, powstają także innowacyjne rozwiązania. Postęp technologiczny wszedł na nowy etap i tym razem może będzie w stanie stworzyć rozwiązania, które dotrą do podmiotów mających trudności z uzyskaniem pożyczek albo przeprowadzeniem emisji akcji. Dzięki rozwojowi technologii pozwalających na tanie przechowywanie ogromnych ilości danych, dostępnych dla wszystkich, bez żadnej dyskryminacji, w obrębie danego systemu i zarządzanie nimi , sytuacja ma szansę się zmienić. Platformy FinTech zaczynają rewolucjonizować sektor finansowy i otwierać go dla małych firm i drobnych inwestorów.

Znaczenie kredytów typu P2P (pożyczek społecznościowych) w finansowaniu małych firm gwałtownie wzrasta. Kredyty te pozwalają uniknąć wielu problemów związanych z korzystaniem z systemu bankowego i z tego też powodu w ostatnich latach rynek kredytowy P2P zaczął dynamicznie się rozwijać. Choć tworzenie kredytów P2P może wydawać się podobne do działalności bankowej, w istocie bardzo się od niej różni.

Jeśli składamy depozyt w banku, formalnie przystępujemy do umowy, w której bank zobowiązuje się do wypłacenia nam pieniędzy z odsetkami. Następnie bank pożycza nasze pieniądze jakiejś firmie i zawiera z nią umowę kredytową. Ale ponieważ bank jest tu pośrednikiem, nie ma oczywiście żadnej umowy pomiędzy pożyczkodawcą/depozytariuszem i pożyczkobiorcą. Pożyczkodawcy (tj. osoby składające depozyt w banku) nie wiedzą, gdzie ich pieniądze zostaną zainwestowane. Korzystanie z pośrednictwa bankowego ma wiele dobrych stron, ale jak historia uczy, potrzebna jest stosowna regulacja, by chronić depozytariuszy i zapewnić bankom stabilność. Osłabienie regulacji bankowych zwykle prowadzi do pojawienia się „tanich pieniędzy”, co z kolei powoduje brak stabilności i okresowe kryzysy bankowe, takie jak ostatni wielki kryzys finansowy.

Podejście P2P jest zupełnie inne. Tutaj pożyczkodawcy pożyczają bezpośrednio pożyczkobiorcom, tj. platforma P2P jest mechanizmem FinTech, który bezpośrednio łączy pożyczkodawców z pożyczkobiorcami. Innymi słowy, przy udzielaniu kredytu P2P umowa jest zawierana pomiędzy pożyczkodawcą i pożyczkobiorcą, a platforma P2P jedynie ułatwia im kontakt i wzajemne relacje. Pożyczkodawcy wiedzą dokładnie, gdzie trafiają ich pieniądze. Jeśli inwestycja ma obiecujące perspektywy, ale jest związana z dużym ryzykiem, wtedy inwestorzy, wpłacając pieniądze, oczekują odpowiedniego do wielkości ryzyka zwrotu z inwestycji. Fundusze mogą pochodzić od większej liczby inwestorów, z których każdy daje małą część wymaganej sumy inwestycyjnej. Jeśli pożyczkodawca chce wycofać swój udział przed zakończeniem projektu, wtedy platforma P2P sprzedaje jego inwestycję innym zainteresowanym inwestorom. Kluczowym atutem platform P2P jest to, że nie wymagają one regulacji związanych z typowymi umowami bankowymi. Z tego też powodu platformy P2P rozwijają się szybko i zyskują na popularności.

Platformy P2P zwykle obsługują pożyczkodawców, którzy wpłacają pieniądze dla uzyskania zwrotu (którego oczywiście mogą nie uzyskać, jeśli projekt się nie powiedzie). Platformy crowdfundingowe są do pewnego stopnia podobne, ale główna różnica polega na tym, że zwykle finansujący przez platformę crowdfundingową oczekuje udziałów w projekcie (akcji) niż jako takiego zwrotu z inwestycji. W istocie często fundusze zdobyte na platformach crowdfundingowych wykorzystywane są do finansowania inicjatyw, które nie dają podmiotom wpłacającym pieniądze żadnego zwrotu, jak na przykład w przypadku finansowania projektów pomocowych w krajach rozwijających się. Tak więc crowdfunding zwykle skupia się raczej na bardzo wczesnych przedsięwzięciach lub interwencjach społecznych niż na finansowaniu małych firm. P2P i crowdfunding to dwa główne typy nowego stylu inwestowania, potocznie określanego jako kredyt FinTech.

Światowy rynek kredytów FinTech gwałtownie powiększył się w ostatnich latach. W okresie 2013–2016 pożyczanie w tym sektorze wzrosło o ponad 200 proc. Początkowo rozwój ten miał miejsce głównie w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Pierwsza firma P2P na świecie, Zopa, rozpoczęła działalność w Wielkiej Brytanii w 2005 roku. Jednakże w ostatnich latach największy wzrost odnotowano w krajach postkomunistycznych i liberalizujących się krajach komunistycznych. Diagram powyżej pokazuje wiodące kraje na świecie według wielkości platform P2P w stosunku do PKB. Polska dodana została dla porównania, jako że zajmowane przez nią 58. miejsce jest poza zasięgiem diagramu.

P2P jako procent PKB

Siła napędowa rozwoju kredytów FinTech w byłych krajach komunistycznych i krajach takich jak Chiny wydaje się do pewnego stopnia podobna – jest to potrzeba zmian wykraczających poza tradycyjne struktury finansowe. Na przykład prawie cały sektor bankowy w Chinach należy do państwa i tamtejsze banki faworyzują duże firmy i bezpieczne inwestycje. Ostatnia liberalizacja chińskiego sektora finansowego miała ograniczony wpływ na rozwój prywatnej bankowości, ale za to wielki na rozwój kredytów FinTech, które w sensie całkowitej wartości pieniężnej stały się największe na świecie. Sektor P2P po raz pierwszy umożliwił małym i średnim przedsiębiorstwom dostęp do istotnego finansowania.

Byłe kraje komunistyczne, jak Łotwa, Estonia i Litwa, nie załapały się oczywiście na gwałtowny rozwój rynków finansowych lat 80. Platformy P2P i inne rozwiązania FinTech zostały więc przyjęte przez przedsiębiorstwa i rządy tych krajów jako droga do rozwoju sektora finansowego oraz finansowania małych i średnich przedsiębiorstw. Jest to szczególnie widoczne tam, gdzie regulacje finansowe postrzegane są jako bardzo liberalne, zwłaszcza w porównaniu z tymi obowiązującymi w rozwiniętych krajach zachodnich. Co więcej, platformy P2P, które rozwijają się gwałtownie w bałtyckich krajach postkomunistycznych, biorą teraz na cel inne kraje postkomunistyczne jako rynki, na które mogłyby wejść i rosnąć.

Wszystko to sugeruje, że kredyty FinTech mogą mieć istotny wpływ na rozwój byłych krajów komunistycznych i kraje te powinny poważnie się zastanowić, jak ten proces wykorzystać. Jednakże byłoby pomyłką potraktowanie FinTech jako drogi różami usłanej. Chiny są dobrym przykładem tego, jak szybko mogą się pojawić problemy. Przez kilka lat chińskie władze spokojnie przyglądały się raptownemu rozwojowi platform FinTech, pozwalając na to, by sektor był prawie nieregulowany. Skoro platformy FinTech dostarczały nowych metod finansowania i nowych funduszy, wydawały się bardzo korzystne. Jednakże kiedy konkurencja się zaostrzyła, aby zapewnić sektorowi utrzymanie ogromnej stopy wzrostu, platformy P2P w Chinach zaczęły oferować depozytariuszom gwarancje. To skutecznie zastymulowało dalszy, gwałtowny wzrost sektora. Jednakże kiedy pojawiły się problemy z niektórymi inwestycjami, platformy nie zawsze mogły wywiązać się z udzielonych gwarancji, zwłaszcza tam, gdzie były one nieracjonalne. Kilka platform zbankrutowało, co z kolei wywołało kryzys zaufania do całego systemu. Aby odbudować zaufanie, władze Chin musiały wkroczyć i wprowadzić regulacje sektora. Obecnie podobne problemy zaczynają pojawiać się w krajach bałtyckich i powodują wzrost napięcia w sektorze finansowym.

Pomimo tych początkowych trudności wiele znaków wskazuje na to, że FinTech oferuje więcej możliwości byłym krajom komunistycznym niż wielu innym krajom ze wschodzącymi rynkami finansowymi. Dlatego też rządy krajów postkomunistycznych powinny poważnie wziąć ten sektor pod uwagę i wypracować stosowną formułę jak go wdrażać, aby w pełni wykorzystać jego potencjał w finansowaniu małych i średnich przedsiębiorstw oraz jako bodziec wzrostu gospodarczego. Musi to być jednak zrobione z głową. Bierna obserwacja i pozostawienie rozwoju rynków na pastwę losu nie jest dobrym podejściem. Tak samo wprowadzenie zbyt ostrych regulacji nie jest właściwym krokiem. Znalezienie złotego środka pomiędzy tymi dwiema skrajnościami jest istotą problemu, na rozwiązaniu którego kraje postkomunistyczne powinny się skupić.

Ania Zalewska

Ania Zalewska – profesorka finansów oraz dyrektorka Centrum Zarządzania, Regulacji i Strategii Przemysłu (CGR&IS) w Szkole Zarządzania Uniwersytetu w Bath w Wielkiej Brytanii. Doradzała wielu organizacjom i brytyjskim agendom rządowym, jak Competition Commission, HMRC, FSA, DECC, BEIS, Committee on Standards in Public Life, a także przedsiębiorstwom prywatnym. Posiadając kompetencje naukowe zarówno w matematyce, jak i ekonomii (doktorat z matematyki otrzymała w PAN, doktorat z ekonomii w London Business School), w badaniach koncentruje się na systemach emerytalnych, zarządzaniu, motywacji menadżerów oraz ewolucji ryzyka rynkowego. Publikuje w najważniejszych pismach naukowych, jak m.in. „Journal of Financial Economics”, „Economic Journal”, „Journal of Banking & Finance”, „Journal of Empirical Finance”. Jej prace i opinie wielokrotnie były cytowane i omawiane w tak prestiżowych mediach, jak „Financial Times”, „The Times”, „The Economist”, „The Hill”.

Tekst publikowany na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa 3.0 (prawo przedruku z podaniem autora i źródła)