Mroczna opowieść z mrocznych czasów

Profesor Jan Grabowski opowiada o swojej nowej książce w portalu onet.pl

Mateusz Zimmerman: Zajmuje się pan badaniami nad Zagładą od…

Prof. Jan Grabowski: …20 lat.

I kiedy zdał pan sobie sprawę z tego, jak bardzo była w nią zaangażowana granatowa policja?

Niemal od razu wiedziałem, że była. Tematem mojej pierwszej książki była działalność warszawskich szmalcowników. Już wtedy zauważyłem, że funkcjonariusze polskiej policji systematycznie przewijają w świadectwach i dokumentach. To się powtarzało przy kolejnych publikacjach – nie da się przedzierać przez historię Zagłady na ziemiach polskich tak, żeby nie natknąć się na działalność granatowej policji.

 

Wiedziałem coraz więcej, ale to była wiedza wyspowa, fragmentaryczna. Dostrzegłem w końcu coś, co mi wcześniej umykało: na etapie Judenjagd – polowania na ukrywających się Żydów, już po zakończeniu wielkich akcji likwidacyjnych w gettach – granatowa policja dorównywała policjom niemieckim, a być może nawet je przewyższała, jeśli chodzi o morderczą wydajność.”

 

Na posterunku” to jedna z tych książek, którymi tłucze się gabloty w symbolicznym „muzeum Polski niewinnej”. A zatem: głos sprzeczny z polityką historyczną dzisiejszych polskich władz. Spodziewa się pan reakcji podobnych jak na „Dalej jest noc”?

Nie wątpię, że jakaś „reakcja reakcji” nastąpi. Kiedy ukazało się „Dalej jest noc”, w Instytucie Pamięci Narodowej powstał specjalny zespół, który przez osiem czy dziewięć miesięcy przeczesywał przypisy do tej książki. Doszukał się jakichś drobiazgów i na tym „groźby” naukowej polemiki z naszymi ustaleniami się zakończyły. To była nieudana próba zdezawuowania autorów książki, ale w żadnym razie nie próba naukowej polemiki.

Byłbym rad, gdyby historycy weszli w dyskusję z „Na posterunku”, bo to by też oznaczało, że ktoś na poważnie podąża tropem problemów, które ledwie zarysowałem. Dotąd niestety zetknąłem się tylko z ipeenowską recenzją autorstwa magistra historii z Krakowa, który zna się wprawdzie na mundurach i guzikach, ale o historii Zagłady wie chyba niezbyt wiele.

 

Tego rodzaju intelektualna bezsilność pokazuje, co się dzieje, kiedy w rolę ośrodków naukowych wchodzą „urzędy od historii”, realizujące w istocie politykę jakiejś władzy. Historia Polski jest w takim modelu traktowana jak forma religii – można tylko albo wierzyć w jej dogmaty, albo je odrzucać. Na naukową dyskusję z moją książką jestem bardziej niż otwarty – ale obrona mitu Polski niewinnej z nauką nie ma akurat nic wspólnego.”

 

Link do pełnego tekstu artykułu w onet.pl