Europa i jej sąsiedzi. Historia i pamięć narodowa. Zmiana skali

Europa i jej sąsiedzi. Historia i pamięć narodowa. Zmiana skali

Od kilkudziesięciu lat w Europie odradza się dyskusja dotycząca minionych konfliktów. „Regulowanie pamięci” pomiędzy „starą” i „nową” Europą wydawało się konieczne po rozszerzeniu Unii w 2004 i 2007 roku na kraje środkowo- i wschodnioeuropejskie. Wprowadzono liczne mechanizmy wspierające proces rekoncyliacji w kontekście sytuacji powojennej (była Jugosławia), reżimów postautorytarnych (Europa Środkowa i Wschodnia) lub nawet bilateralnego konfliktowego dziedzictwa (Niemcy/Czechy, Polska/Rosja itd.). Środki mające leczyć te „rany przeszłości” są liczne i zróżnicowane: dwustronne komisje historyków, programy muzealne i tym podobne to metody, których celem jest uspokojenie burzliwego dziedzictwa, a przez to politycznych i społecznych relacji w Europie.
W tym kontekście inflacja pracy nad pamięcią i historią wymusza przede wszystkim pewien sposób konceptualnej precyzji: o czym dokładnie mówimy? Jakie wyzwania związane są z relacjami pomiędzy narodowymi historiami i pamięcią? Warto też się zastanowić, choć przez chwilę, nad coraz częstszym zjawiskiem przejmowania przez instytucje państwowe zarządzania przeszłością oraz nad przewrotnymi skutkami tego zjawiska.

Historia i pamięć: kilka definicji dotyczących terminologii

Choć koniecznie należy dokonać rozróżnienia pomiędzy koncepcjami historii i pamięci (tak jak pojęcia te wykorzystywane są w naukach społecznych), musimy jednocześnie unikać wpadnięcia w częstą pułapkę opozycji pomiędzy historią i pamięcią. Od czasu, kiedy ukazały się Lieux de Mémoire Pierre’a Nory, historycy traktują pamięć tak samo poważnie jak historię w pozytywistycznym znaczeniu tego słowa. Niektórzy z nich wierzą, że pamięć zbiorowa jest częścią historii. W ostatniej książce, w której 25 historyków francuskich przyjrzało się wojnom pamięci, jest wzmianka o tym, że w 1987 roku Pierre Vidal-Naquet poprosił swoich kolegów o „rozważania nad pamięcią, by wykorzystać implikacje, jakie niesie dla interpretacji przeszłości”. Redaktorzy książki byli zaskoczeni, „jak ktoś może mieć jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że historia wpływa na pamięć i odwrotnie?” (Pascal Blanchard, Isabelle Veyrat-Masson, Les guerres de mémoires, Paris 2008, s. 16).

Dziś wszystko jest jasne. Historycy tworzący opisy zgodne z pewnymi z góry ustalonymi zasadami, generalnie podzielanymi przez ich kolegów, wiedzą, że pamięć pojmowana jako zbiór wyobrażeń tego, co mogłoby było się wydarzyć, nie pozostaje bez wpływu na akademicki opis tego, co się wydarzyło. Weźmy przypadek Polski. Wznowienie badań dotyczących uczestnictwa pewnej liczby Polaków w eksterminacji Żydów w 1941 roku nie miałoby może takiego znaczenia, gdyby Jan Tomasz Gross nie dotarł do wspomnień świadków z lat 1945–1946 przedstawionych podczas procesu dotyczącego Jedwabnego, co wywołało szok nie tylko wśród polskiej inteligencji. A przede wszystkim spowodowało falę badań dotyczących pogromów, które miały miejsce, kiedy Sowieci wycofali się ze wschodniej Polski.

Następnie zaobserwowano „efekt teleskopowy” pomiędzy wspaniałą, bohaterską pamięcią narodową i tym, co zapamiętało kilka osób, które przeżyły tamte wydarzenia. Sytuację zaogniała jeszcze krytyka książki Grossa, według której autor bardzo lekko potraktował akademickie standardy badawcze. To samo dotyczy Ukrainy i Rosji: bodźcem do nowych badań na temat Holokaustu było odkrycie roli gapiów – świadków, który byli obecni, biernie lub czynnie, podczas popełniania masowych zbrodni, a których opisała komisja ojca Desbois. Ale czy ci gapie relacjonują historię albo przedstawiają to, co się naprawdę wydarzyło?

Po upadku komunizmu pomiędzy Polską i Rosją szybko pojawiły się żądania wynikające z pamięci (Katyń, pakt Ribbentrop–Mołotow). Na początku te rozliczenia nie miały żadnego statusu naukowego, potem powołano komisję do spraw trudnych – podobną do komisji historyków niemiecko-polskich, niemiecko-francuskich, niemiecko-izraelskich czy polsko-ukraińskich. Wszystkie składały się ze specjalistów, którzy starali się usystematyzować historyczne sprawozdania w zgodzie z zasadami i standardami akademickimi.

Skomplikowana relacja pomiędzy narodową historią i pamięcią może prowadzić do niepewności: która z nich jest ważniejsza? Czy narodowa historia odzwierciedlona w pamięci (lub w różnych pamięciach)? Nie wolno zapominać, że kiedy mówimy o pamięci, należy rozróżnić wiele jej przejawów: pamięć indywidualną, pamięć grup społecznych, pamięć zbiorową w znaczeniu społecznych powiązań grupy, pamięć lokalną i centralną (narodową).

Istnieje wiele rodzajów pamięci: pamięć pokonanych i zwycięzców, wspomnienia radosne, szczęśliwe i wspomnienia bolesne, pamięć władców i poddanych. Można by dodać, że wspomnienia są różne w obrębie tej samej populacji, w zależności od tego, czy są przedmiotem transmisji przez kanały społeczne, takie jak media czy szkoła i zostają zinstytucjonalizowane, czy też pozostają w sferze prywatnej i mają zawartość często przeciwną społecznym ramom narzuconym z góry. Te ruchy z góry na dół i z dołu do góry, charakterystyczne dla demokracji, nie występują w autorytarnych systemach politycznych. W systemach typu sowieckiego, w których kwitła „równoległa gospodarka”, węgierski socjolog Elemer Hankiss mówi o „równoległym społeczeństwie”, rodzaju wyspy wolnego społeczeństwa obywatelskiego w autorytarnym sowieckim środowisku.

Nie ma przesady w stwierdzeniu, że istniał także pewien rodzaj „równoległej pamięci” zawierającej historyczną reprezentację tego, co było zabronione przez władze. To tak zwane białe plamy w zsowietyzowanej historii narodowej. Ich zapełnianie było celem polskich intelektualistów, którzy stworzyli Latający Uniwersytet, by nauczać prawdziwej historii. Jednak choć oficjalna wersja historii pełna była białych plam, w zasadzie nie było ich w pamięci jednostek. Władze komunistyczne nie mogły kontrolować prywatnych wspomnień. To samo jest prawdą w odniesieniu do zróżnicowanych wspomnień dotyczących II wojny światowej.

Przyjrzyjmy się przykładowi, o którym jakiś czas temu było w Polsce głośno. Czy kaszubska mniejszość narodowa zamieszkująca północną Polskę, region, z którego pochodzi były polski premier Donald Tusk, ma takie same wspomnienia dotyczące Wehrmachtu jak patriotyczna inteligencja, która tak mocno ucierpiała podczas nazistowskiej okupacji? Proszę pamiętać, że mężczyźni z tej grupy etnicznej byli przymusowo wcielani do niemieckiej armii, czasami bez żołdu, jako ludzie o pochodzeniu niesłowiańskim. Instrumentalizacja tej różnicy przez propagandystę PiS Jacka Kurskiego podczas kampanii prezydenckiej w Polsce w 2005 roku zostanie zapamiętana, ponieważ to nie pamięć przemocy Niemców wobec zbuntowanych Kaszubów podkreślono w wybranej wersji historii narodowej, ale heroizm polskiego oporu, który żyje w zbiorowej pamięci. Tytuł tego tekstu może sugerować inną perspektywę, że to pamięć w pewien sposób zmienia kurs historii narodowej, złożonej z nagłych wypadków i zapotrzebowania społecznego. Ofiary komunizmu, grupy o pewnej pamięci, chciałyby znaleźć w archiwach instytutów pamięci narodowej, które powstały w krajach postkomunistycznych, udowodnione fakty historyczne, takie jak nazwiska agentów i kolaborantów. Proszą historyków o wykonanie tej pracy.

By posłużyć się przykładem innej dyktatury: hiszpańscy republikanie chcieliby zmaterializować i uczynić oficjalnymi za pomocą namacalnych dowodów wspomnienia wyparte do sfery prywatnej poprzez pakt z Moncloa, wyrażony ideą „amnezji i amnestii”. Tutaj oficjalna historia narodowa, niekompletna, ponieważ została narzucona przez zwycięzcę, jest uzupełniana przez tych, których wspomnienia zmuszono do pozostania w ukryciu. Ta pamięć może zostać wykorzystana w różny sposób.

W coraz większym stopniu użytkownicy zarówno historii, jak i pamięci to instytucjonalni państwowi gracze. W coraz większym stopniu wyzwania wywołane przez pamięć przenoszone są także na arenę międzynarodową, by maksymalizować korzyści wewnętrzne. Polityka zagraniczna państw może ewoluować w interakcji z innymi państwami albo z instytucjami międzynarodowymi w kierunku konfrontacji pamięci lub w kierunku procesu rekoncyliacji. Później wrócimy do tego aspektu.

Historia narodowa jako wyzwanie dla pamięci

Dwie funkcje są jasne w związku pomiędzy wspomnieniami i historią narodową. To poszukiwanie odniesień tożsamościowych [identity references] i zjawisko legitymizacji historycznej [historical legitimisation].

Państwo narodowe, jak każda zjednoczona grupa społeczna, ma tendencję do roszczenia sobie wspólnej odległej przeszłości, sięgającej tak daleko, jak się tylko da. Pamięć jest następnie wykorzystywana jako zasób do wspierania pracy historyków. Historia starożytnych pism w języku czeskim, spośród których niektóre były po prostu zmyślone, ilustruje ten proces w karykaturze; niemniej proces ów był skuteczny w przeszłości w mobilizowaniu Czechów przeciwko Cesarstwu Austro-Węgierskiemu.

Przeszłość czyni teraźniejszość świętą dla grupy czy narodu – jak powiedziałaby Barbara Szacka (Barbara Szacka, Czas przeszły, pamięć, mit, Warszawa 2006, s. 48). Terence Ranger i Eric Hobsbawm przedstawili tożsamościową i legitymizującą funkcję „wynalezienia tradycji”, zwłaszcza dla państw narodowych w XIX wieku (Terence Ranger i Eric Hobsbawm, The Invention of Tradition, Cambridge 1983). Miejsca pamięci, wzmacniające pamięć przeszłości, jak rozumie to w szczególności Pierre Nora, mogą skonsolidować historię narodową.

Francuz, który wybrał się na niedzielny spacer do lasu Compiègne, pomyśli o wagonie kolejowym, w którym podpisano dwa rozejmy, od nowa tworząc połączenie pomiędzy pamięcią i historią, pomiędzy chwałą i upokorzeniem, pomiędzy 1918 i 1940 rokiem.

Rzeczywiście w latach 70. XX wieku wśród Francuzów pojawiły się pytania i niepewność, które sugerowały słuszność koncepcji miejsc pamięci Pierre’a Nory wraz z ideą badania ich i stworzenia ich listy. Po roku 1968 społeczeństwem wstrząsały niepokoje związane z sytuacją międzynarodową, między innymi pierwszym kryzysem naftowym, wymykającą się spod kontroli wojną w Wietnamie czy interwencją wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Do tego doszła zmiana pokoleniowa po „wspaniałym trzydziestoleciu”. Niektórzy historycy, politolodzy i socjolodzy uważają, że historyzująca fala o skali nigdy wcześniej niespotykanej zatopiła stare społeczeństwa Zachodu, a następnie stopniowo, nieco później, zaczęła wpływać na kraje środkowej i wschodniej Europy.

Niektóre okoliczności przyspieszają uciekanie się do historii lub/i jej reprezentacji w pamięci w międzypaństwowych lub międzyetnicznych grach. Jedną z tych okoliczności, która wymaga zmiany paradygmatu analizy pytań o pamięć, który dominował przez 30 lat, jest skruszenie ideologiczno-wojskowych granic w latach 1989–1991, jednocześnie jako granic symbolicznych dzięki globalizacji mediów. Nie możemy już zadowalać się badaniem związków między pamięcią i historią jedynie w ramach narodowych. Internalizacja historyzujących gier to wynik multiplikacji aren międzynarodowych, na których swobodnie krążą ponadnarodowe standardy i polityka. Wchodzą one w interakcje z tym, co dzieje się w ściśle narodowych ramach. To dosyć normalne, by kwestionować aspekty „zanieczyszczenia” pamięci różnych państw poszukujących pojednania reprezentowanych przez Komisje Prawdy i Pojednania czy wspólne komisje historyków. Tak więc narodowa historia apartheidu została mocno zmodyfikowana przez ustną historię uzyskaną podczas konfrontacji pomiędzy torturującymi i ofiarami, ustaloną przez Komisję Prawdy i Pojednania. Ale informacja może także zostać zapożyczona, by służyć antagonizmowi i konfrontacji. Instytuty pamięci narodowej są interaktywne nie tylko w znaczeniu ich funkcji jako strażników archiwów, ale także w znaczeniu stygmatyzacji wykorzystywanej jako amunicja przeciwko oponentom politycznym. Niektóre przestępcze państwa biorą też pod uwagę prawo do interwencji w pamięć i badanie jej dla celów prawnych przez międzynarodowe trybunały zajmujące się prawami uniwersalnymi. Przewidują więc, że te trybunały będą prowadzić śledztwa, i zawczasu usuwają wszelkie ślady swoich zbrodni.

Efektem wszystkich tych mechanizmów jest albo legitymizacja, albo delegitymizacja, innymi słowy: określenie, co jest dobre lub złe w kontekście międzynarodowym.

Zarówno rozpad bloku sowieckiego, jak i oczekiwanie na integrację z Unią Europejską także spowodowały nowe wyzwania związane z pamięcią. Powrót do Europy często był przedstawiany jako symboliczne naprawienie krzywdy i zdrady dokonanej w Jałcie przez zachodnie potęgi oraz jako możliwość przypomnienia im o ich historycznej odpowiedzialności. Ale ten nowy aspekt normatywnej polityki europejskiej, który ustala warunki akcesji lub nawet przynależności według pewnej liczby kryteriów, szerzej otworzył drogę dla całego spektrum żądań wysuwanych przez licznych akcjonariuszy. Ci akcjonariusze reaktywują bolesne okresy przeszłości, z pewnością w kontekście narodowych konfrontacji, ale także z inicjatywy grup z przykrymi wspomnieniami, interweniując na arenach międzynarodowych, by wywrzeć nacisk na inne państwa. Ta normatywna warunkowość stymuluje zatem ruchy populacji wysiedlonych w latach 1945–1948 w imię poszanowania praw mniejszości. Myślimy tu głównie o populacjach Niemców wysiedlonych z Sudetów i Górnego Śląska czy Polaków zmuszonych do wyjazdu z Kresów. Rok 1989 z pewnością spowodował destabilizację punktów odniesienia pamięci i – na wiele sposobów – zbiorowych tożsamości. To prawdopodobnie jedno z wyjaśnień powrotu do bohaterskiej historii narodowej z ostrym nacjonalistycznym wydźwiękiem. Ktoś myśli na przykład o odniesieniach do legendarnej pamięci przedchrześcijańskich Węgier, „ogrodu węgierskiego”, używanego przez skrajnie prawicowego polityka Istvana Czurkę, który nie bez pewnych sukcesów i z perspektywą węgierskiego członkostwa w Unii Europejskiej pozwolił sobie na odczytanie na nowo historii swojego kraju. Miał nadzieję ożywić wspomnienia obywateli swojego kraju, ich tęsknotę za Wielkimi Węgrami, zniszczonymi przez traktat w Trianon. Inni skrajnie prawicowi przywódcy z regionu próbowali przeprowadzić tę samą operację ze starożytnymi symbolami mitycznej historii narodowej w nadziei powrotu do pamięci, która idealizuje i upiększa przeszłość. Skrajna prawica w Europie Wschodniej, zwłaszcza na Węgrzech, gra mitem bycia ostatnią granicą dla niewiernych, w związku z czym nie musi się uczyć europejskości od Unii Europejskiej. Takie stanowisko wzmogło eurosceptycyzm u tej części populacji, która jest podatna na tego rodzaju retorykę.

Na zakończenie jeszcze kilka myśli o relacjach pomiędzy państwem, pamięcią i historią. We Francji lubimy myśleć, że kontrowersje dotyczące coraz częstszego uciekania się do prawnej interwencji w kategoriach bolesnej przeszłości i monopolizacji przez władze legislacyjne i wykonawcze w kontekście pamięci to wyłącznie francuski problem. Być może jest tak dlatego, że tylko we Francji historycy zorganizowali się w potężne stowarzyszenie mające bronić ich wolności wykonywania pracy historyków lub nadzorowania politycznego wykorzystywania historii i pamięci. W rzeczywistości jednak jest to zjawisko ogólnoświatowe, wszechobecne w życiu różnych społeczeństw. Wszędzie na świecie rządy ulegają pokusie „wykorzystania umarłych do rządzenia żywymi”. Polskie władze reaktywowały nawet koncepcję polityki historycznej, by usprawiedliwić interwencjonizm państwowy w interpretowaniu faktów historycznych. Jak inne rządy eksportują swoją wersję historii narodowej na areny międzynarodowe, by wygrać podwójnie: wyjść na patriotów w kraju i skonsolidować jego geopolityczny status za granicą. Ostatnio ta gra zrodziła niebezpieczne kontrowersje dotyczące interpretacji odpowiedzialności za wywołanie II wojny światowej, które nie wróżą nic dobrego w stosunkach pomiędzy Polakami i Rosjanami. Wszystko to z pewnością budzi wątpliwości co do autonomii nauki historycznej, gdy sędziowie, policjanci, parlamentarzyści, dziennikarze i dyplomaci uważają się za ekspertów w sprawach historii. Z drugiej strony w niektórych krajach sami historycy podcinają gałąź, na której siedzą, przekraczając swoje uprawnienia. Wykorzystują swoją naukową legitymację wyłącznie do politycznych celów. To przypadek kilku historyków w krajach postkomunistycznych, którzy organizują przecieki z archiwów policyjnych, by skompromitować swoich przeciwników politycznych w imię rzekomej sprawiedliwości okresu przejściowego. Prawdopodobnie nie jest możliwe powstrzymanie tego trendu historyzacji polityki.

Z drugiej strony konieczne są osoby, które strzegłyby społeczeństwa przed politycznym nadużywaniem historii. Ludzie władzy niekoniecznie są posłuszni zasadom akademickim, bliższe są im raczej kryteria zysku politycznego. Im większy zysk polityczny przynoszą odniesienia historyczne, tym częściej wykorzystywane są przez polityków. W tym kontekście prawo dotyczące historii, stworzone w imię ochrony „prawdy” historycznej lub dla naprawy dawnych niesprawiedliwości, okazuje się przeciwskuteczne: zagraża wolności historyków, ale przede wszystkim staje się bronią polityczną w imię pewnego monopolu interpretacji. Tworzy jeszcze więcej problemów, otwierając szeroką drogę dla instrumentalizacji faktów historycznych i ich reprezentacji w pamięci. Wciąż pozostaje pytanie: co można zrobić, by zapobiec negacjonizmowi, ale także jak rozliczyć przestępczą przeszłość – dwa zjawiska, które wymagają jakiejś formy regulacji – i jednocześnie uniknąć tego, by umarli rządzili żywymi?

Georges Mink

Georges Mink – socjolog, prezes International Council for Central and East Europeen Studies, emerytowany dyrektor ds. badań przy francuskim Centrum Badań Naukowych CNRS i profesor Kolegium Europejskiego w Natolinie. Jest autorem kilku książek o Europie Centralnej i Wschodniej, w tym La Pologne au coeur de l’Europe. De 1914 à aujourd’hui, histoire politique et conflits de memoire [Polska w sercu Europy], Buchet-Chastel, 2015.

Tekst publikowany na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa 3.0 (prawo przedruku z podaniem autora i źródła)