Stopniowa erozja rządów prawa w cieniu sprawiedliwości okresu przejściowego

Stopniowa erozja rządów prawa w cieniu sprawiedliwości okresu przejściowego

Istnieją silne przyczyny, by wierzyć, że politykę sprawiedliwości okresu przejściowego należy częściowo winić za osłabianie praworządności w Polsce i na Węgrzech

  1. Wprowadzenie

Sprawiedliwość okresu przejściowego obejmuje zestaw procedur przewidzianych dla kraju odradzającego się po konflikcie lub rządach autorytarnych, by mógł się pogodzić z przeszłością (Kamiński i in. 2006). Wielu badaczy uważa akty sprawiedliwości okresu przejściowego za przedsięwzięcia fundamentalne dla nowej demokracji, na równi z ratyfikacją nowego porządku konstytucyjnego (Teitel 2003, Elster 2004). Z tego punktu widzenia szczególnie warto przyjrzeć się kadrowym mechanizmom sprawiedliwości okresu przejściowego, jak lustracja, czystki i – do pewnego stopnia – komisje prawdy. Komisje prawdy to ciała wyznaczone przez rząd nowego, demokratycznego państwa – lub też państwa, które niedawno podniosło się po konflikcie domowym – by wyjaśniły naturę okrucieństw popełnianych podczas wojny lub pod rządami dyktatury (Kamiński i in. 2006). Lustracja weryfikuje kandydatów do urzędów publicznych, sprawdzając ich związki z tajną policją poprzedniego, autorytarnego systemu. Ujawnia informacje, które do tej pory trzymane były w tajemnicy. Czystki, dla kontrastu, usuwają z urzędów publicznych znanych kolaborantów ancien regime’u.

W Afryce Południowej godzenie się z przeszłością odbyło się poprzez przesłuchania przed Komisją Prawdy i Pojednania, które przeprowadzano w całym kraju. Sukces południowoafrykańskiej komisji wywołał zainteresowanie mechanizmami sprawiedliwości okresu przejściowego, które rozlało się na cały świat, co widać na poniższej ilustracji.

Liczba progresywnych wydarzeń organizowanych przez komisje prawdy

Rysunek 1 pokazuje liczbę progresywnych wydarzeń organizowanych przez komisje prawdy, tj. oficjalnych procesów posuwających proces rozliczeń naprzód we wszystkich krajach, które od roku 1946 przeszły do demokracji albo zakończyła się w nich wojna domowa [1]. Jedyne kraje pominięte w rysunku to te, w których w ogóle nie powstały komisje prawdy [2]. Jednakże w krajach postradzieckich rzadko powstawały takie komisje. Najczęstszymi metodami były tam lustracja i czystki. Rysunek 2 bardzo wyraźnie ilustruje ten wschodnioeuropejski trend.

Liczba wydarzeń w ramach czystek i lustracji w Europie Wschodniej

Rysunek 2 pokazuje całkowitą liczbę progresywnych wydarzeń w ramach czystek i lustracji, tj. oficjalnych procesów, które posuwały naprzód wprowadzanie lustracji i czystek. Dane te, podobnie jak dane z poprzedniego rysunku, pochodzą z Global Transitional Justice Dataset (Bates, Nalepa i Cinar 2019).

W stopniu, w jakim komisje prawdy ujawniają dotychczas ukryte informacje, które w rękach szantażysty mogłyby podważyć mandat polityka, mają bardzo podobne oddziaływanie na jakość demokracji jak lustracja. Porównanie dwóch powyższych rysunków sugeruje nawet efekt substytucyjny pomiędzy lustracją i komisjami prawdy. Jednocześnie kilka krajów Europy Wschodniej z opóźnieniem przyjęło lustrację, ale nie powołało komisji prawdy. Jaskrawym przykładem tego kadrowego deficytu sprawiedliwości okresu przejściowego są Polska i Węgry – przedmiot tego rozdziału. Spośród sektorów, których może dotyczyć kadrowa sprawiedliwość okresu przejściowego, sądownictwo w obydwu tych krajach najwyraźniej prawie zupełnie nie zostało zlustrowane.

W niniejszym artykule piszę o tym, że niechęć liberalnych rządów do angażowania się w działania wymiaru sprawiedliwości okresu przejściowego, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie kadrowe, zapewniła ich populistycznym następcom (PiS w Polsce i Fideszowi na Węgrzech) łatwy pretekst do osłabiania niezawisłości sądownictwa i wykorzystywania szeroko definiowanego projektu dekomunizacji do umacniania swojej władzy. Retoryka populistów w Polsce i na Węgrzech odniosła sukces. Wyborcy tych krajów wspierają odpowiednio PiS i Fidesz nie dlatego, że nie zależy im na praworządności i demokracji, ale dlatego, że naprawę wierzą, że rządzący mają szczere intencje zreformowania sądownictwa. Obywatele Węgier już zaczynają wyrażać niezadowolenie, a Polacy zapewne zaczną to robić, kiedy okaże się, że autokraci w Polsce, podobnie jak na Węgrzech, dokonują autorytarnego zagarnięcia władzy. Analiza wyników badań przeprowadzonych w Polsce oraz literatury opisującej węgierskie eksperymenty terenowe przeprowadzone mniej więcej w czasie, kiedy Fidesz został ponownie wybrany w 2014 roku (Alquist i in. 2018), są zgodne z tą teorią.

Następna część tej pracy, opierająca się głównie na teorii prawnej, wyjaśnia, jak w Polsce i na Węgrzech doszło do kompromisu pomiędzy rządami prawa a sprawiedliwością okresu przejściowego. Część trzecia czerpie z literatury opisującej ekonomię polityczną autorytaryzmu i proponuje wyjaśnienie, jak partiom rządzącym Polski i Węgier udało się przekonać wyborców, że rozprawiając się z sądami i podważając ich niezależność jednak przestrzegają zasad praworządności. W części czwartej przedstawiam wyniki badań z Polski, które zilustrują powyższe teorie, a w części piątej – wnioski.

  1. Koszt „nicnierobienia”

Zasada nulla poena sine lege [nie ma kary bez ustawy] każe nam zadać pytanie, czy należy uznać za przestępców tych, którzy w przeszłości naruszali prawa człowieka, ale robili to w zgodzie z obowiązującym wówczas prawem. Polskie i węgierskie sądy unieważniły legislację okresu przejściowego, twierdząc, że robią to, bo nie chcą łamać powyższej zasady. Zanim do władzy w Polsce doszła populistyczna partia Prawo i Sprawiedliwość, kraj w większości doszedł do porozumienia z dawnymi autorytarnymi elitami (Nalepa 2010), a nawet kiedy głosowano w sprawie ustawy lustracyjnej, ostry konflikt z zasadą sędziowskiej niezależności sprawił, że Trybunał Konstytucyjny unieważnił część lustracyjnej legislacji, która dotyczyła sądów (Nalepa 2010, David 2003, Horne 2009, Magalhaes 1999). Swą decyzję uzasadniał tym, że Polska, będąca młodą demokracją, nie może pogodzić ze sobą zasady praworządności i niestosowania prawa wstecz, zwłaszcza ujawniając współpracę sędziów z komunistami w czasach, kiedy komunizm stanowił ideologiczny kręgosłup ustawy zasadniczej. Podobnie na Węgrzech trybunał konstytucyjny chronił wymiar sprawiedliwości i inne elity przed lustracją i zablokował zwracanie prawowitym właścicielom własności, która została zagarnięta przez partię komunistyczną (Poganyi 1997).

Liberalne rządy Polski i Węgier, które rządziły tymi krajami w latach 90. i tuż po roku 2000, bardziej dbały o to, by ich kraje, należące wcześniej do bloku komunistycznego, wróciły do wspólnoty europejskiej niż o to, by stworzyć szerokie programy reformujące wymiar sprawiedliwości. Co więcej, ze strachu przed wizerunkiem rządów osłabiających praworządność pilnie unikały szeroko zakrojonych programów sprawiedliwości okresu przejściowego obejmujących wymiar sprawiedliwości [3]. Ten ruch zaskarbił Polsce i Węgrom pochwały międzynarodowej społeczności prawniczej. Jednak niewyrównane rachunki z „duchami przeszłości” sądownictwa dały rządom, które zastąpiły liberalne gabinety – rządowi PiS w Polsce i Fideszu na Węgrzech – pretekst do wprowadzenia szeregu reform wymiaru sprawiedliwości, które zdaniem wielu osób osłabiają zasady praworządności.

2.1. Węgry
W 2010 roku partia Viktora Orbana, Fidesz, zyskała tak dużą większość, że mogła zmienić konstytucję. Fidesz narodził się w młodzieżówce Związku Wolnych Demokratów (SzDSz), najważniejszej organizacji dysydenckiej, która w 1989 roku negocjowała z komunistami warunki przemian demokratycznych. Kiedy członkowie Fideszu stali się zbyt starzy, by nazywać się organizacją młodzieżową, stworzyli nową partię, zmieniając pisownię nazwy z FiDeSz (Młodzieżowa Organizacja SzDSz) na Fidesz, co po łacinie znaczy „wierność”. Nowa partia zaczęła eksperymentować z wartościami konserwatywnymi. Ostatnim impulsem do porzucenia liberalnej ideologii była walka o władzę pomiędzy Fideszem i Jobbikiem, radykalną organizacją antysemicką i antyromską, która gwałtownie szła w górę w sondażach, zwłaszcza na prowincji. By przejąć elektorat Jobbiku, Fidesz przesunął się jeszcze bardziej na prawo.

Po wygranych wyborach Orban zaczął oskarżać liberalną politykę o to, że nie rozliczyła komunistów, którzy odpowiedzialni byli za powstanie szowinistycznych partii, jak Jobbik. Osłabienie sądu konstytucyjnego było rezultatem pierwszych aktów legislacyjnych, jakie powstały z inicjatywy ustawodawczej w parlamencie kontrolowanym przez Fidesz. Spośród wszystkich krajów postkomunistycznych węgierski sąd konstytucyjny miał większą autonomię i władzę niż jakikolwiek inny trybunał4 i mógł sprawować kontrolę sądową w taki sposób, że poddawał ocenie zgodności z konstytucją nawet te ustawy, nad którymi jeszcze pracowano. Mógł także kontrolować każdą ustawę mającą wpływ na budżet państwa. Poprzez te dwa kanały sądu wielokrotnie unieważniał wszystkie ustawy z zakresu sprawiedliwości okresu przejściowego, poza tymi najłagodniejszymi.

Legislacja Orbana zwiększyła liczbę sędziów sądu, tak by mógł umieszczać w nim swoich zwolenników. Następnie odebrał trybunałowi prawo do kontroli abstrakcyjnej oraz ustaw budżetowych. I wreszcie zdecydowanie ograniczył prawo obywateli do inicjowania procesu kontroli konstytucyjnej. Ale nawet po dodaniu do konstytucji dziesięciu poprawek Fidesz nadal nie był zadowolony ze stopnia kontroli nad sądem. Wkrótce Orban rozpoczął prace nad całkowicie nową ustawą zasadniczą. Pretekst do zmiany konstytucji był taki, że obowiązujące na Węgrzech prawo podstawowe zostało wynegocjowane podczas rozmów Okrągłego Stołu z rządem komunistycznym, a więc powstało pod naciskiem wciąż rządzących komunistów. Wielu zwolenników Fideszu uważało, że reformy te „służą sprawiedliwości okresu przejściowego”, a sam Orban „nadal jest tym samym buntownikiem przeciwko komunistom, jakim był kiedyś, zaś oskarżenia o to, że powoli staje się dyktatorem, to lewicowe fantazje”. Pięć lat temu Zoltan Kovacs, jego międzynarodowy rzecznik, opisywał go jako „tego samego człowieka, którym był 25 lat temu i który chce zlikwidować resztki dawnego systemu i zmienić nastawienie ludzi, którzy wolą żyć z pomocy społecznej, niż pracować” („New York Times”, 24.11.2014).

W kwietniu 2018 roku Fidesz Orbana po raz kolejny zwyciężył w wyborach parlamentarnych. Tym razem, zdobywając jedynie względną większość głosów, zdobył bezwzględną, konstytucyjną większość głosów w parlamencie (dwie trzecie), konieczną do zmiany ustawy zasadniczej i przejęcia pełnej kontroli nad wymiarem sprawiedliwości. Efekty już są widoczne. Miesiąc po wyborach sędziowie Narodowej Rady Sądownictwa zaczęli masowo rezygnować ze stanowisk zaledwie kilka dni przed ogłoszeniem werdyktu niekorzystnego dla jednego z najstarszych kumpli Orbana („New York Times”, After Orban’s Victory, Hungary’s Judges Start to Tumble, 1.05.2018). Zastraszanie dużej liczby sędziów należących do ciała mającego zapewnić niezawisłość sądownictwa na Węgrzech to złowieszczy znak, jeśli chodzi o przyszłość praworządności w tym kraju.

Jednak autorytarne zapędy Orbana nie kończą się na sądownictwie. Od czasu ustanowienia nowej konstytucji jego rząd zamknął wszystkie niezależne media drukowane lub przeniósł ich działalność do internetu (Nolan 2019) i wypchnął z Węgier Uniwersytet Środkowoeuropejski, bastion liberalnej edukacji, założony przez filantropa i propagatora społeczeństwa otwartego George’a Sorosa.

2.2. Polska

Niedokończony projekt dekomunizacyjny był także pretekstem wykorzystanym przez Jarosława Kaczyńskiego do osłabienia sądownictwa, kiedy PiS przejął władzę w 2015 roku. Czyniąc to, podążał śladami Orbana. Podobnie jak Fidesz, PiS oskarżył o zdradę liberalne skrzydło Solidarności (Adama Michnika, Tadeusza Mazowieckiego, Jacka Kuronia i innych), którego przedstawiciele brali udział w rozmowach Okrągłego Stołu i wynegocjowali z komunistami porozumienie, na mocy którego komuniści nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności za dawne winy. Oskarżenia były częściowo słuszne. Pierwszy projekt sprawiedliwości okresu przejściowego w Polsce był rzeczywiście bardzo łagodny. Przede wszystkim lustracja nie dosięgła sędziów, bo Trybunał Konstytucyjny unieważniał wszelkie próby ich lustrowania. Nic więc dziwnego, że kiedy Kaczyński zaczął zastępować liberalnych sędziów Trybunału Konstytucyjnego (wysyłając ich na wcześniejszą emeryturę) sympatykami PiS, twierdził, że robi to w imię dekomunizacji.

PiS doszedł do władzy w 2015 roku, zastępując liberalny rząd Platformy Obywatelskiej, na którego czele przez niemal dwie kadencje stał Donald Tusk. Pełnił on funkcję przewodniczącego PO do roku 2014, kiedy został przewodniczącym Rady Europejskiej, a na stanowisku premiera zastąpiła go Ewa Kopacz. Stała na czele rządu do wyborów w listopadzie 2015 roku. Trudno spekulować, co przyczyniło się do porażki PO w wyborach parlamentarnych w 2015 roku, bo partią wstrząsnęło w tamtym czasie kilka istotnych kryzysów. Po pierwsze, podczas kryzysu uchodźczego wywołanego wojną w Syrii Ewa Kopacz obiecała Unii Europejskiej, że Polska przyjmie 12 tysięcy uchodźców. W kraju o blisko 40-milionowej populacji wydawało się to kroplą w morzu. Jednak w kontekście zamachów terrorystycznych w Europie PiS udało się przedstawić to zobowiązanie jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. W końcu PO została zmuszona do wycofania się z obietnicy, co fatalnie wpłynęło na jej wizerunek w kraju i za granicą.

Druga porażka nadeszła podczas wyborów prezydenckich latem 2015 roku. Urzędujący prezydent Bronisław Komorowski z PO założył, że jego zwycięstwo to sprawa przesądzona. Choć władza wykonawcza należy w Polsce do premiera, najczęściej stojącego na czele partii, która odnosi zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, wynik tych wyborów został zinterpretowany jako utrata zaufania wyborców do PO pod przywództwem Kopacz. Zaledwie pięć lat wcześniej Komorowski dużą większością głosów pokonał Lecha Kaczyńskiego [5]. Jednakże w roku 2015 zamiast Kaczyńskiego PiS wystawił Andrzeja Dudę, młodego konserwatystę z południa Polski (bastionu PiS). Duda, będący w Warszawie outsiderem, potrafił zdystansować się od politycznego mainstreamu i wygrał wybory prezydenckie. Po jego zwycięstwie poparcie dla PO jeszcze spadło [6]. Jednakże kroplą, która przelała czarę, była operacja podsłuchowa przeprowadzona w kilku restauracjach w okolicy budynku Sejmu. Seria prywatnych rozmów nagranych przez obsługę ujawniła, że politycy PO poruszali w nich wrażliwe kwestie, takie jak prywatyzacja, stosunki zagraniczne, a nawet bezpieczeństwo narodowe. Po opublikowaniu zapisu rozmów nagrywanych przez rok Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zarządzane przez PO zatrzymało ten proceder. Ale śledztwo nie ujawniło żadnych związków z partiami politycznymi, choć w żadnej z kompromitujących rozmów nie brali udziału politycy PiS. W wyniku trzech poważnych kryzysów, które szybko następowały jeden po drugim, poparcie dla PO zdecydowanie spadło.

Po ośmiu latach zasiadania w ławach opozycji PiS wygrał wybory parlamentarne w 2015 roku. Choć zdobył mniej niż połowę wszystkich głosów, zyskał większość w parlamencie. Sukces pozwolił Prawu i Sprawiedliwości stworzyć w Polsce pierwszy po 1989 roku gabinet, w którym jedna partia zdecydowanie dominowała (mimo że dołączyło dwóch koalicjantów, ich obecność była marginalna). Rządy PiS rozpoczął od wprowadzenia kilku zmian, które można uznać za odejście od norm demokratycznych. Dobitnym tego przykładem, będącym pokłosiem afery taśmowej, była ustawa dotycząca bezpieczeństwa narodowego, zezwalająca rządowi na podsłuchiwanie rozmów telefonicznych i dostęp do danych elektronicznych. Ustawa została od razu wysłana do Trybunału Konstytucyjnego, ale autorzy bronili jej, mówiąc, że jej celem jest zapobieganie działalności przestępczej.

Dwie inne ustawy, w tym tę ograniczającą prawo do zgromadzeń publicznych, także odesłano do Trybunału Konstytucyjnego. Ale zamiast zaczekać na jego decyzje, PiS zaczął manipulować samym Trybunałem. Najpierw prezydent Andrzej Duda odmówił zaprzysiężenia trzech sędziów, którzy zostali wybrani przez parlament poprzedniej kadencji (a więc ten, w którym większość miała PO), a którzy mieli zastąpić sędziów odchodzących wskutek zakończenia kadencji. Ten ruch został poddany ocenie Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że sędziowie zostali wybrani zgodnie z konstytucją.

Następnie PiS-owska szefowa gabinetu premiera odmówiła opublikowania werdyktu Trybunału Konstytucyjnego w nadziei jego unieważnienia. Ale kiedy Sąd Najwyższy uznał, że werdykt Trybunału Konstytucyjnego jest zgodny z prawem od momentu wydania, bez względu na opublikowanie, trzej sędziowie i tak nie dołączyli do zespołu, bo prezydent Duda odmówił ich zaprzysiężenia.

PiS nadal odmawiał nowym sędziom legitymacji i wybrał trzech własnych kandydatów. Trzej sędziowie (nazywani „dublerami”) weszli w skład Trybunału. Ale kiedy jego prezes Andrzej Rzepliński odmówił im udziału w zgromadzeniach, PiS postanowił podjąć dalsze kroki przeciwko Trybunałowi i zdecydował, że Rzeplińskiego zastąpi lojalna wobec partii rządzącej Julia Przyłębska. Następnie PiS przegłosował dwie ustawy skracające kadencje sędziów Trybunału Konstytucyjnego (zob. poniżej).

Wybór Przyłębskiej był kontrowersyjny przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze, Krajowa Rada Sądownictwa oceniła – i odrzuciła – Przyłębską z powodu braku kwalifikacji na stanowisko w sądzie apelacyjnym, który jest sądem niższej instancji wobec Trybunału Konstytucyjnego. Co więcej, Przyłębska rozpoczęła swą karierę zawodową w komunistycznej Polsce, czyli była przykładem dokładnie takiego sędziego, jakiego PiS obiecał się pozbyć.

By lepiej zrozumieć serię reform sądownictwa, jakie następnie wprowadzono, należy wyjaśnić, jak działa polski system sądowniczy. Jest on złożony z czterech warstw, które tworzą: sądy rejonowe, okręgowe, apelacyjne i Sąd Najwyższy. Sądy niższych instancji odgrywają zaskakująco istotną rolę dzięki szczególnemu zapisowi w polskiej konstytucji: artykuł 178 prawa podstawowego pozwala sądom niższych instancji na interpretowanie konstytucji, kiedy Trybunał Konstytucyjny nie jest w stanie tego uczynić. A zatem artykuł 178 zagraża planom wszelkich ukrytych autokratów. Nawet gdyby partia rządząca zastąpiła najważniejszych sędziów Trybunału Konstytucyjnego swoimi zwolennikami, może liczyć na skuteczność ich obrony niekonstytucyjnej legislacji tylko wtedy, jeśli uda jej się powstrzymać sędziów sądów powszechnych od orzekania w zgodzie z artykułem 178. By mieć wpływ na orzekanie sędziów sądów niższej instancji, PiS musiał także kontrolować Sąd Najwyższy, który jest sądem apelacyjnym dla sądów niższej instancji. Z Sądem Najwyższym pod swoją kontrolą PiS mógł sprawić, by każdy sędzia interpretujący konstytucję nie po myśli partii rządzącej obawiał się o to, że jego decyzja zostanie unieważniona przez Sąd Najwyższy. Tymczasem regularne unieważnienia źle wpływają na karierę zawodową sędziego, więc niewielu sędziów sądów niższych instancji podjęłoby to ryzyko.

Sąd Najwyższy nie tylko jest sądem apelacyjnym wobec sądów niższych instancji. Konstytucja nakłada nań także odpowiedzialność za ocenę ważności wszystkich referendów krajowych, a także wyborów do Sejmu i Senatu. A zatem Sąd Najwyższy może unieważnić wybory, gdyby przegrała je obecna władza.

Innym zadaniem Sądu Najwyższego jest kontrola raportów finansowych partii upominających się o refundację wydatków na kampanie wyborcze. Polska, w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, ma publiczny system finansowania kampanii wyborczych. Po przekroczeniu trzyprocentowego progu w skali kraju partie mogą uzyskać ze skarbu państwa refundację (subwencję) w wysokości do 4,04 zł za głos. Ale by do tego doszło, ich rozliczenia muszą skontrolować i zaakceptować sędziowie Sądu Najwyższego. Odmowa wypłat dla partii opozycyjnych przez Sąd Najwyższy kontrolowany przez autokratów może być zatem interpretowana jako strategia powolnego wykrwawiania i doprowadzenia opozycji do ekonomicznego bankructwa oraz wyeliminowania jej w wyborach.

Instytucją lateralną wobec Sądu Najwyższego jest Trybunał Konstytucyjny, odpowiednik Sądu Najwyższego w Stanach Zjednoczonych i innych krajach, tyle że zajmuje się on wyłącznie konstytucyjnością legislacji głosowanej w Sejmie oraz norm prawnych wykorzystywanych przy podejmowaniu decyzji przez sądy niższych instancji.

I wreszcie jest też Krajowa Rada Sądownictwa – niezależne ciało rekomendujące sędziów na stanowiska oraz inicjujące procedury dyscyplinarne wobec członków wymiaru sprawiedliwości. Ostateczne decyzje dyscyplinarne są następnie wykonywane przez specjalnego rzecznika dyscyplinarnego.

Kolejny rzut reform sądownictwa zainicjowany na początku 2016 roku zmusił sędziów Sądu Najwyższego, którzy przekroczyli 65. rok życia, do przejścia na emeryturę. Chyba że uzyskają pozwolenie na dalszą pracę od ministra sprawiedliwości. Pozwolenie takie byłoby przyznawane dopiero po zbadaniu sędziego przez specjalną komisję. Reformy ułatwiły także rządowi stosowanie działań dyscyplinarnych wobec sędziów z ominięciem dotychczasowej Krajowej Rady Sądownictwa. To zostało osiągnięte poprzez przyznanie parlamentowi prawa wyznaczania jej członków [7].

W lipcu 2017 roku kontrolowany przez PiS parlament przyjął legislację zdecydowanie zmieniającą skład i funkcjonowanie Sądu Najwyższego. Minister sprawiedliwości zyskał wtedy prawo decydowania o tym, który z sędziów Sądu Najwyższego pozostanie na stanowisku, a który zostanie zmuszony do przejścia na emeryturę. W wyniku tego liczba sędziów zmniejszyła się z 87 do 318. Obniżono wymagania wobec sędziów mających zasiadać w Sądzie Najwyższym do minimum dwunastoletniego doświadczenia w sądach rejonowych. A ponieważ minister sprawiedliwości jest jednocześnie prokuratorem generalnym, reforma pozwoliła rządzącej większości na wybieranie zarówno oskarżyciela, jak i sędziego w każdej sprawie sądowej. Ustawa nie została wprowadzona natychmiast, bo tempo, w jakim PiS przeprowadził ją przez agendę legislacyjną, wywołało protesty społeczne. Po demonstracjach dziesiątek tysięcy obywateli w ponad stu miastach protestujących przeciwko gwałtownie uchwalonej i radykalnej ustawie Andrzej Duda – PiS-owski prezydent – zawetował ją, rzekomo dlatego, że nie zaproszono go do konsultacji podczas jej przygotowywania, a także dlatego, że dawała zbyt dużą władzę ministrowi sprawiedliwości. Niemniej po zawarciu kilku kompromisów, które rozkładały kontrolę nad wyborem sędziów pomiędzy ministra sprawiedliwości i prezydenta, Duda uległ i w grudniu 2017 roku została uchwalona ostatnia transza reform.

Eksperci doszli do wniosku, że tylko ostatnia ustawa jest potencjalnie sprzeczna z co najmniej dwoma artykułami konstytucji (181 i 182), ale nie została unieważniona, bo zwolennicy PiS mieli już większość w Trybunale Konstytucyjnym. Więc na razie nic z tego, co zrobił PiS, nie zostało jednoznacznie uznane za niekonstytucyjne. Jednocześnie istnieje przynajmniej kilka powodów, dla których ukryci autokraci chcą w ten sposób kontrolować Sąd Najwyższy, Krajową Radę Sądownictwa i sądy niższych instancji.

Po pierwsze, Sąd Najwyższy może unieważnić wybory przegrane przez PiS. Po drugie, wykorzystując opisaną wyżej strategię powolnego wykrwawiania, może odmówić refundacji finansowej opozycyjnym partiom politycznym. Po trzecie, najsilniejsza obecnie partia opozycyjna, Platforma Obywatelska, może mocno ucierpieć, gdyby jej były przywódca, a obecnie przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk został postawiony przed Trybunałem Stanu. Trybunał Stanu to specjalne ciało sądownicze oceniające odpowiedzialność konstytucyjną osób piastujących najwyższe stanowiska w państwie. Taki proces może doprowadzić do odpowiedzialności karnej i utraty praw obywatelskich. Prezes Sądu Najwyższego z urzędu pełni także funkcję sędziego przewodniczącego Trybunału Stanu. Rzekoma zbrodnia Tuska miała polegać na zamordowaniu brata bliźniaka Jarosława Kaczyńskiego, Lecha, który był prezydentem Polski, kiedy zginął w katastrofie samolotu w Smoleńsku. Według Jarosława Kaczyńskiego Tusk sabotował śledztwo w sprawie katastrofy i o wiele za wcześnie pozwolił na uznanie jej za wypadek.

I wreszcie, możliwość sterowania Trybunałem Konstytucyjnym pozwoliła Kaczyńskiemu na ułaskawienie swojego bliskiego sojusznika i współpracownika Mariusza Kamińskiego. W 2015 roku sąd rejonowy skazał byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego na trzy lata pozbawienia wolności za nadużywanie władzy. W listopadzie 2015 roku, zaledwie kilka dni po objęciu urzędu prezydent Andrzej Duda ułaskawił Kamińskiego. Ale w marcu 2017 roku Sąd Najwyższy unieważnił ułaskawienie, co mogło oznaczać, że Kamiński poszedłby do więzienia.

Podczas gdy eksperci spekulują na temat prawdziwych intencji stojących za reformami sądownictwa, Unia Europejska ocenia status praworządności w Polsce i zastanawia się, czy wprowadzić procedurę z art. 7 Traktatu UE, która pozbawiłaby Polskę prawa głosu w Unii Europejskiej.

  1. Ukryci autokraci czy ideolodzy?

Zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech polityka, którą niektórzy uważają za rozmontowywanie systemu kontroli i osłabianie praworządności, może być interpretowana jako rozliczanie komunistycznej przeszłości. Podobnie w Turcji pod rządami Erdogana, w której demokracja nie była tak silna jak w Polsce, czy na Węgrzech zmiana ustroju z parlamentarnego na prezydencki może być interpretowana jako zabezpieczenie przed zamachami stanu lub też próba skupienia władzy w rękach jednego polityka (Cinar 2019).

Wszystkie te przypadki mają ze sobą coś wspólnego – Orban i Kaczyński ponownie wygrali wybory (w przypadku Kaczyńskiego na razie wybory do europarlamentu), a Erdogan wygrał powszechne referendum zmieniające ustrój z parlamentarnego na prezydencki, co umocniło jego władzę. Po drugie, wszyscy ci przywódcy prowadzą politykę, która przynajmniej pozornie zgodna jest z konstytucją. A zatem ich reform nie można uznać za jednoznacznie autorytarne.

Podczas wyborów na Węgrzech w 2014 roku John Alquist, Nahomi Ichimo, Jason Wittenberg i Daniel Zibblatt przeprowadzili eksperyment sondażowy, w którym udzielili respondentom losowych informacji na temat zmian ordynacji wyborczej w przeddzień wyborów w 2014 roku (Alhquist i in. 2017). Następnie zapytano ankietowanych o legitymację rządów Fideszu. Po wyborach respondenci otrzymali te same ankiety i mogli ponownie dokonać oceny rządów Fideszu. Badacze odkryli, że nowi wyborcy Fideszu – czyli osoby, które w 2010 roku poparły inne partie, ale w 2014 głosowały na Fidesz – usłyszawszy o jego machlojkach wyborczych [9] przed wyborami, zmienili zdanie na temat jego legitymacji. Wynik badania wskazuje na to, że w 2014 roku wśród węgierskich wyborców panowała spora niepewność, co do ponownego wyboru Fideszu [10].

Wydarzenia polityczne w Polsce w ostatnich latach wskazują na to, że wyborcy bardzo różnie interpretują działania PiS. Dla jednych jest to partia ideologicznych konserwatystów, która obiecuje przeprowadzenie rzetelnego programu sprawiedliwości przejściowej, dla innych jest to partia ukrytych autokratów. Teoria ta pojawiła się w ostatnim artykule Nalepy, Vanberga i Ciopris (2018), którzy twierdzą, że to, czy obywatele wybierają ponownie obecnie rządzących, nie mając pewności, czy są oni ukrytymi autokratami, czy ideologicznymi konserwatystami, zależy od polaryzacji elity (przy dużej polaryzacji prawdopodobieństwo reelekcji wzrasta), od dystansu ideologicznego pomiędzy reprezentatywnym obywatelem i alternatywnym kandydatem opozycji (prawdopodobieństwo reelekcji rośnie wraz ze wzrostem polaryzacji społeczeństwa) oraz od prawdopodobieństwa, że obecnie rządzący rzeczywiście są ukrytymi autokratami (niższe prawdopodobieństwo zwiększa szansę głosowania na ukrytego autokratę). Autorzy przedstawiają te wyniki za pomocą modelu teorii gier, którego zaletą jest to, że wyniki są niezależne od poparcia dla demokracji. Oznacza to, że nawet w sytuacji, gdy obywatele mają bardzo niską tolerancję wobec reżimu autorytarnego, mogą głosować na ukrytego autokratę, myśląc, że jest on ideologicznym konserwatystą. Ten ostatni warunek to ważny punkt wyjścia istniejących teorii najlepiej zilustrowanych przez Milana Svolika. W artykule z 2018 roku rozpatruje on przypadek z teorii gier, w którym polaryzacja elit jest tak duża, że obywatele wolą wybrać autokratę, bo jest im on bliższy ideologicznie, niż polityka demokratycznego (Svolik 2019). W modelu Svolika polaryzacja elit sprawia, że wyborcy świadomie głosują na otwarcie autokratycznego przywódcę. W przeciwieństwie do modelu Nalepy-Vanberga-Ciopris istotną rolę odgrywa założenie o pewności co do tożsamości przywódcy.

Przeciwstawienie sobie tych dwóch modeli pozwala stworzyć dwie alternatywne hipotezy na temat tego, co obywatele Polski myślą o PiS. Obydwa modele przewidują, że wraz z polaryzacją powinna rosnąć liczba wyborców PiS. Jednakże Nalepa i in. dodatkowo wymagają, by polaryzacji społeczeństwa towarzyszyła polaryzacja elity i by występowały negatywne efekty przekonań dotyczących polityki prowadzonej przez PiS. Ich model przewiduje, że głosowanie na PiS jest bardziej prawdopodobne, kiedy respondenci wierzą, że reformy sądownictwa są kontynuacją programu sprawiedliwości przejściowej, który powinien objąć system wymiaru sprawiedliwości, ale z jakiegoś powodu nie objął.

Co najważniejsze, podczas gdy obydwa modele podkreślają polaryzację elity jako wiodącą przyczynę reelekcji autokraty, jedynie drugi z tych modeli jest do pogodzenia z silną niechęcią wyborców do autorytarnych rządów. W następnym rozdziale najpierw przedstawiam dowody potwierdzające prawdziwość obu modeli, a następnie dowody potwierdzające teorię o ukrytych autokratach udających kandydatów ideologicznych.

  1. Dowody z badań ankietowych

W tym rozdziale najpierw przedstawiam dane z historycznych badań ankietowych ilustrujące rosnące poziomy polaryzacji elit politycznych w Polsce w XXI wieku. Mogą one zostać wykorzystane do potwierdzenia prawdziwości obydwu modeli – tego stworzonego przez Svolika i tego stworzonego przez Nalepę i in. Następnie przedstawiam wyniki dwóch współczesnych badań ankietowych pozwalające rozstrzygnąć pomiędzy dwiema teoriami.

4.1. Polaryzacja elity w historycznych badaniach ankietowych

By wykazać, że warunek polaryzacji konieczny do załamania demokracji wystąpił w Polsce, wykorzystuję historyczne badania ankietowe, przeprowadzone w latach 2001–2011 przez Centrum Badania Opinii Społecznej.

Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS) istnieje od 1982 roku i jest dla badaczy analizujących sytuację w Polsce na przestrzeni lat podstawowym źródłem informacji o preferencjach politycznych i postawach obywateli. W badaniach wykorzystuje reprezentatywne próby na poziomie krajowym i wywiady osobiste. Zacznę od analizy historycznych badań CBOS przeprowadzonych na reprezentatywnej próbie Polaków przy tej samej technice doboru próby w latach 2001–2011, by zmierzyć polaryzację elity. W styczniu 2001 CBOS po raz pierwszy, pytając o zaufanie społeczne obywateli, zadał im pytanie o przywódców PiS i PO, czyli odpowiednio Kaczyńskiego i Tuska. Trudno to zmierzyć na poziomie indywidualnych respondentów, bo postrzeganie rozmiaru polaryzacji elity politycznej powinno być podobne u wszystkich respondentów. By stworzyć tę zmienną, najpierw ustalam różnicę w zaufaniu do każdego respondenta, a następnie biorę jej wartość bezwzględną. I wreszcie, dla każdej ankiety zapisałam średnią i standardowe odchylenie tej wartości bezwględnej. Absolutyzacja różnicy jest konieczna, bo jeśli jeden respondent przyznał całe zaufanie Kaczyńskiemu i całkowity brak zaufania Tuskowi, a inny na odwrót, ich średnia różnica wyniosłaby zero. A jednak takie preferencje są spójne z największą polaryzacją elit. Rysunek 3 na następnej stronie pokazuje trend w polaryzacji elity mierzony jako średnia wartość bezwględna różnicy pomiędzy zaufaniem do każdego z przywódców– jest to zmienna, którą nazywam PiSmPO. Trend rozpoczyna się od badania 92 przeprowadzonego przez CBOS (około roku 2001) i kończy w roku 2011.

Rok 2001 to rok, w którym partie PiS i PO – walczące o władzę w ostatnim dziesięcioleciu – pojawiły się na scenie politycznej. Obie powstały po kryzysie Akcji Wyborczej Solidarność (AWS), organizacji jednoczącej byłych dysydentów antykomunistycznych przeciwko partii będącej spadkobierczynią komunistów, czyli Sojuszowi Lewicy Demokratycznej (SLD). Rozpad AWS i kryzys SLD był uważany przez badaczy zajmujących się tym regionem za koniec tak zwanego podziału reżimu w Polsce (Grzymała-Busse 2001). Od roku 2003 główny podział pomiędzy polskimi wyborcami nie dotyczył już tego, czy wspierali komunistycznych autokratów, czy też opozycję wobec nich, ale stał się bardziej klasycznym podziałem na konserwatystów i liberałów (Bernhard i Jasiewicz 2015).

Polaryzacja elity w latach 2001–2011. By zmierzyć polaryzację pomiędzy elitami, używam wartości bezwzględnej różnicy w zaufaniu do przywódcy PiS, Kaczyńskiego i ówczesnego lidera PO, Tuska: | TrustPiSi – TrustPOi |

W roku 2011 rozpoczęła się druga kadencja rządu, na którego czele stał lider PO Donald Tusk. W tym czasie nieformalnym przywódcą PiS był najpierw Lech Kaczyński, a po jego śmierci stery przejął jego brat bliźniak Jarosław.

Rysunek 3 pokazuje, że około roku 2006, w którym PiS po raz pierwszy uzyskał względną większość głosów w wyborach parlamentarnych (i wszedł w koalicję z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin), nastąpił ogromny wzrost polaryzacji elity. Wzrosła zarówno absolutna różnica pomiędzy zaufaniem do rządu i przywódcy opozycji, jak i standardowe odchylenie. Wynik ten jest zgodny z modelem Svolika oraz z modelem Nalepy-Vanberga-Ciopris. Według Svolika wzrost polaryzacji zwiększa szansę na to, że wyborcy zagłosują na kandydatów autorytarnych, zaś według Nalepy-Vanberga-Ciopris – że wybiorą ponownie obecnych rządzących, bo nie są pewni, czy mają do czynienia z ideologiem konserwatystą, czy z ukrytym autokratą.

4.2. Polaryzacja społeczeństwa: badania współczesne

Następnie, by rozróżnić przewidywania Svolika od przewidywań Nalepy-Vanberga-Ciopris, wykorzystałam dwa współczesne badania ankietowe przeprowadzone w 2017 roku. Jak we wszystkich badaniach CBOS, w tych także zadano respondentom dwa pytania: „Czy wziąłby pan/wzięłaby pani udział w wyborach, gdyby odbyły się w najbliższą niedzielę?”, a jeśli odpowiedź była pozytywna, pytano: „Na jaką partię oddałby pan/oddałaby pani swój głos?”. Dzięki temu pytaniu mogę przewidzieć głosowanie na PiS, kodując za pomocą zmiennej binarnej [dummy variable – zwana też zmienną ślepą, binarną lub zerojedynkową] wartość „1” dla wyborców, którzy głosują i oddają swój głos na PiS, i „0” dla wyborców, którzy głosują, ale nie na PiS [11].

Pierwsze z badań, o których piszę poniżej, zostało przeprowadzone w lutym 2017 roku, w czasie gdy PiS zaproponował ustawę, która dawała parlamentowi prawo wyboru członków Krajowej Rady Sądownictwa. W odniesieniu do tego wydarzenia jedno z pytań w ankiecie pozwalało respondentom wyrazić aprobatę dla zdania: „To dobry pomysł, by sędziowie Krajowej Rady Sądownictwa wybierani byli przez parlament, a nie przez społeczność sędziowską”. Użyłam tego pytania do stworzenia zmiennej KRSpol, za pomocą której mierzę przekonania reprezentatywnej próby obywateli dotyczące tego, czy mają do czynienia z ukrytym autokratą, czy z kandydatem ideologicznym. Wyższe wartości tej zmiennej reprezentują niezadowolenie z upolitycznienia polskich sądów. A zatem przewiduję, że zmienna ta będzie miała negatywny wpływ na wybieranie PiS. To badanie oferuje także dwa sposoby mierzenia polaryzacji elektoratu. Pierwszy z nich opiera się na jednym z pytań wykorzystywanych do mierzenia sympatii dla przewodniczącego partii opozycyjnej (w 2017 roku był nim Grzegorz Schetyna). Ta zmienna TrustGS przyjmuje wartość pomiędzy 1 a 11, gdzie 11 oznacza wyższe zaufanie. A zatem oczekuję, że ta zmienna będzie miała negatywny wpływ na wybieranie PiS [12].

Druga zmienna, która może być wykorzystana do pomiaru polaryzacji elektoratu, opiera się na odpowiedzi na pytanie, gdzie na skali biegnącej z lewa na prawo znajduje się respondent – czy bliższa jest mu ideologia lewicowa, czy prawicowa. Choć skala ta (LR) nie odpowiada jednoznacznie podziałowi oddzielającemu PO od PiS, jest stosunkowo niezłym miernikiem polaryzacji elektoratu. Co więcej, rozbieżność pomiędzy wynikami opartymi na tych dwóch miernikach może posłużyć jako wskaźnik przesunięcia pomiędzy głównymi podziałami elektoratu i elit w Polsce 2017 roku. Ponieważ wyższe wartości skali LR reprezentują bardziej konserwatywne przekonania, oczekuję, że ta zmienna będzie miała pozytywny wpływ na wybieranie PiS. Tabela 1 pokazuje wyniki dwóch modeli odpowiadających dwóm pomiarom polaryzacji elektoratu (TrustGS i LR). Oprócz głównych zmiennych znalazły się w niej kontrolne zmienne demograficzne, jak płeć, zatrudnienie, wykształcenie, religijność, wiek i miejsce zamieszkania (gdzie kategorią wyjściową jest miasto średniej wielkości). Oprócz wykształcenia wszystkie te zmienne mierzone są jako zmienne binarne [dummy]. Wykształcenie obejmuje 12 kategorii, od najniższej do najwyższej, ale zamiast brania pod uwagę lat edukacji mamy tu jej stopnie z różnymi rodzajami tytułów zawodowych w środkowych kategoriach.

Tabela 1 pokazuje, że rzeczywiście głosowanie na PiS wzrasta wraz z polaryzacją elit (choć istotnie tylko w drugim modelu) i istotnie spada wraz z przekonaniem, że kandydat jest ukrytym autokratą (KRSpol jest negatywny). Polaryzacja elektoratu nie jest istotna, choć w oczekiwanym kierunku. Jednak kluczem do przewidywań w modelu Nalepy-Vanberga-Ciopris są skutki przekonań obywateli w połączeniu z polaryzacją elektoratu.

Rysunek 4 pokazuje średni marginalny wpływ, jaki przekonania respondenta (mierzone za pomocą KRSpol – chodzi o pytanie o ocenę polaryzacji Krajowej Rady Sądownictwa) dla różnych wartości na skali LR. Widzimy tu, że choć przekonania mają silny negatywny wpływ na głosowanie na PiS, preferencje respondentów nie łagodzą tego wpływu.

Nie zgadza się to z oczekiwaniami modelu Nalepy-Vanberga-Ciopris. Jednak ważnym ograniczeniem badania z marca 2017 roku jest brak operacjonalizacji dla antyautorytarnych sentymentów wśród respondentów. Drugie badanie z 2017 roku oferuje tu znaczącą korzyść.

Drugie badanie zostało przeprowadzone w sierpniu 2017 roku, bezpośrednio po nieoczekiwanym wecie prezydenckim wobec dwóch z trzech ustaw reformujących sądownictwo, które prezydent miał podpisać (chodzi o ustawy o KRS i o Sądzie Najwyższym, ustawa o reformie sądów niższej instancji została podpisana). To badanie także zawiera te same, standardowe pytania o intencje wyborcze oraz pytania o sympatię dla przywódców PO i PiS, co pozwala mi stworzyć zmienną zależną głosowania na PiS, a także zmienne mierzące polaryzację: TrustPO dla polaryzacji elektoratu oraz PiSmPO dla polaryzacji elity. Badanie sierpniowe oferuje dwa różne sposoby mierzenia reprezentatywnych przekonań obywateli co do tego, czy mają do czynienia z ukrytym autokratą, czy z kandydatem ideologicznym. Pierwszy z nich to: „Czy zgadza się pan/pani, że PiS za pomocą reform chce naprawić system sądowniczy w Polsce?”, a drugi: „PiS wykorzystuje reformę sądownictwa, by przejąć władzę w Polsce”. Ponieważ pierwsze pytanie może zostać użyte jako wskaźnik przekonania, że urzędujący polityk jest politykiem ideowym, a drugie jako wskaźnik przekonania, że urzędujący polityk jest ukrytym autokratą, możemy odjąć odpowiedzi na drugie od odpowiedzi na pierwsze, by stworzyć zmienną typ o wartościach od -3 do 3, a po normalizacji od 0 do 6. Wyższe wartości zmiennych wskazują na silniejsze przekonanie, że polityk jest ukrytym autokratą.

Drugi sposób to zadanie respondentom pytania o ich poparcie dla protestów latem 2017 roku, które odbyły się w całej Polsce w ciągu półtora tygodnia dzielącego przegłosowanie ustaw przez Sejm od zawetowania ich przez prezydenta Dudę. Respondenci mogli wyrazić „pełne poparcie protestów” (wartość 5), do „całkowitego potępienia protestów” (wartość 1). W poniższej regresji skupię się na tym drugim sposobie mierzenia przekonań.

Co najważniejsze, badanie z sierpnia 2017 roku ma także przewagę dostarczenia pytań pozwalających zmierzyć, jak bardzo wyborcom zależy na uniknięciu autorytarnych rządów. Respondenci w sierpniu 2017 roku zostali zapytani, do jakiego stopnia zgadzają się z każdym z następujących zdań:
1 Demokracja jest najbardziej pożądaną formą rządów (zwolennicy demokracji).
2 Dla ludzi takich jak ja nie ma znaczenia, czy ustrój jest autorytarny, czy demokratyczny (obojętność).
3 Czasami rządy niedemokratyczne są lepsze niż demokratyczne (zwolennicy autorytaryzmu).
4 Rząd z silnym przywódcą jest zdecydowanie lepszy niż rządy demokratyczne (zwolennicy silnego przywództwa).

Wyborcy mogli „zdecydowanie się zgodzić”, „zgodzić się do pewnego stopnia”, „raczej się nie zgodzić” i „zdecydowanie nie zgodzić się” z powyższymi zdaniami. Wyższe wartości tych zmiennych reprezentują silniejszą niezgodę. Model Nalepy-Vanberga-Ciopris zakłada, że kontrolujemy antyautorytarne sentymenty, ale nie są one istotnymi prognostykami głosowania na PiS. Tymczasem model Svolika kazałby nam oczekiwać, że respondenci o słabszej postawie antyautorytarnej będą chętniej głosować na PiS. W poniższych modelach używam drugiej zmiennej (obojętność – „Dla ludzi takich jak ja nie ma znaczenia, czy ustrój jest autorytarny, czy demokratyczny”), która obejmuje najbardziej dosłownie antyautorytarny sentyment, który – jak wskazuje literatura z zakresu ekonomii politycznej – powinien być istotny dla zachowań wyborczych.

Tabela 2 przedstawia wyniki pięciu modeli, gdzie progresywnie dodaję zmienne, by mieć pewność, że współczynniki zachowują stabilność.

Co istotne, zmienne odpowiedzialne za polaryzację – zarówno na poziomie elit, jak i w całym elektoracie – są teraz istotne i w przewidzianym kierunku. Współczynniki są także zdecydowanie stałe w różnych modelach (w modelu 5 efekt interakcji pomiędzy polaryzacją i przekonaniami daje efekt wyrażony w poprzednich modelach dla poparcia protestów anty-PiS i dla polaryzacji elektoratu). Wpływ antyautorytarnych przekonań jest zupełnie bez znaczenia. To wskazuje, że istnieją dowody na poparcie modelu Nalepy-Vanberga-Ciopris, ale nie modelu Svolika [13].

Ostatni model w tabeli 2 prezentuje wszystkie zmienne, które odpowiadają parametrom, które według Nalepy-Vanberga-Ciopris przewidują głosowanie na PiS przez tych wyborców, którzy nie wiedzą, czy mają do czynienia z ukrytym autokratą, czy z kandydatem ideologicznym (polaryzacja elity, polaryzacja elektoratu i przekonania obywateli). Co najważniejsze, zawiera on także składnik interakcji pomiędzy przekonaniami i uczestnictwem obywateli, który jest w tym przypadku istotny statystycznie. Widać to wyraźnie, co pozwala na interpretację wielkości współczynników na rysunku 5, który pokazuje średni krańcowy wpływ przekonań obywateli, że mają do czynienia z ukrytym autokratą, dla różnych preferencji obywateli. Rysunek pokazuje, że wpływ przekonań jest tym słabszy, im urzędujący polityk jest ideologicznie bliższy obywatelowi. Czyli dla obywateli, którzy są ideologicznie bliscy kandydatowi opozycji, zmiana jednostki na skali przekonań zmniejsza prawdopodobieństwo glosowania na PiS o 50%. Ale dla obywatela o preferencjach maksymalnie różnych od kandydata opozycji wzrost jednostki przekonania, że urzędujący polityk jest ukrytym autokratą, zmniejsza prawdopodobieństwo głosowania na PiS tylko o 20%.

 

  1. Wnioski

W świetle przedstawionych wyżej wyników jestem przekonana, że istnieją silne przyczyny, by wierzyć, że politykę sprawiedliwości okresu przejściowego należy częściowo winić za osłabianie praworządności w Polsce i na Węgrzech. Ponieważ sądownictwo było w dużej części chronione przed czystkami i lustracją, PiS i Fidesz, prawicowe partie rządzące, były w stanie przekonać elektorat, że podporządkowanie sądów i poddanie ich politycznej kontroli jest częścią programu dekomunizacyjnego, który w końcu uczyni je bardziej wydajnymi. Uważam, że wyborcy, którzy ponownie wybrali PiS, zrobili to nie dlatego, że tak bardzo nienawidzą opozycji, że gotowi są zastąpić PO autokratą. Prezentowana tutaj analiza sugeruje, że liczą się przekonania, a mając wybór, wyborcy PiS-u także chcą uniknąć głosowania na kogoś, kogo uważają za ukrytego autokratę. Ten argument różni się od alternatywnych modeli powrotu do autorytaryzmu, takich jak model Svolika, w którym ideologiczny dystans pomiędzy wyborcą i politykiem opozycji jest precyzyjnie tym, co skłania wyborców do poparcia w wyborach kandydata, o którym wiedzą, że jest autokratą.

Monika Nalepa

Monika Nalepa – profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Chicagowskim. Zajmuje się teorią formalną w zastosowaniu do polityki porównawczej ze szczególnym uwzględnieniem sprawiedliwości czasów przemiany oraz instytucji demokratycznych, takich jak ciała ustawodawcze i systemy wyborcze oraz partyjne. Jest autorką prawie 50 publikacji po polsku i angielsku m.in. w „Przeglądzie Filozoficznym”, „Przeglądzie Humanistycznym”, „ResPublice”, „World Politics”, „Journal of Comparative Politics”, „Journal of Theoretical Politics”, „Perspectives on Politics” oraz „Journal of Conflict Resolution”. Jej pierwsza praca monograficzna, Skeletons in the Closet: Transitional Justice in Post-Communist Europe, otrzymała nagrodę „Best Book in Comparative Democratization” Amery kańskiego Stowarzyszenia Nauk Politycznych i nagrodę „Outstanding Book Award” Leona Epsteina. Obecnie kończy projekt dotyczący sprawiedliwości czasów przemiany w wymiarze globalnym (finansowany grantem National Science Foundation).

Przypisy:
[1] Konkretnie, za Bates, Cinar i Nalepą, odnoszę się do wydarzeń istotnych dla sprawiedliwości okresu przejściowego, takich jak przedstawienie propozycji sprawiedliwości okresu przejściowego legislaturze, przegłosowanie takiej legislacji, uznanie jej za zgodną z konstytucją przez Trybunał Konstytucyjny lub odrzucenie weta prezydenta przeciwko takiej legislacji. W przypadku komisji prawdy publikacja raportu bądź raportów i rozszerzenie jej mandatu także uważane są za ważne wydarzenia okresu sprawiedliwości przejściowej.
[2] Są to: Ukraina, Turcja, Słowacja, Senegal, Wyspy Świętego Tomasza i Książęca, Rosja, Rumunia, Pakistan, Niger, Nikaragua, Czarnogóra, Mongolia, Mali, Macedonia, Kosowo, Indie, Węgry, Haiti, Gwinea Bissau, Grecja, Salwador, Dominikana, Cypr, Chorwacja, Komory, Wyspy Zielonego Przylądka, Bułgaria, Benin i Albania.
[3] Alternatywna interpretacja utrzymywania w niezmienionym stanie wymiaru sądownictwa z czasów autorytarnych: Popova 2012.
[4] Używam terminów „autonomia” i „władza” zgodnie z teorią przedstawioną przez Brinksa i Blassa (2019), w której argumentują, że te dwa wymiary lepiej ujmują to, co potocznie uchodzi za niezawisłość wymiaru sprawiedliwości.
[5] Bronisław Komorowski startował w wyborach jako urzędujący prezydent, ale nie został wybrany. Urząd prezydenta objął po tym, jak ówczesny prezydent Lech Kaczyński, brat bliźniak Jarosława Kaczyńskiego, zginął w katastrofie lotniczej. Komorowski był wówczas marszałkiem Sejmu i na mocy konstytucji z 1997 roku został p.o. prezydenta.
[6] Dla jasności, w Polsce występuje system parlamentarny z bezpośrednio wybieranym prezydentem, którego rola jest bardzo symboliczna. Jego jedyną możliwością wpływania na politykę jest wetowanie ustaw. Weto prezydenckie może być jednak odrzucone większością trzech piątych głosów.
[7] W świetle pracy Brinksa i Blass (2019) ruch ten można interpretować ogólnie jako rozszerzenie koalicji uprawnionej do odwoływania sędziów, czyli krok w kierunku zwiększania, a nie zmniejszania autonomii sądu. A jednak w specyficznym polskim kontekście, w którym PiS ma dużą przewagę w parlamencie, autonomia sądu z większym prawdopodobieństwem zmniejszy się, a nie wzrośnie.
[8] Technicznie liczba ta wynosiła 43, ale 12 zasiadałoby w nowo utworzonej Izbie Dyscyplinarnej, więc 31 sędziów wykonywałoby pracę 87.
[9] Terminu „machlojki” używam za Rikerem (1986).
[10] Choć ta niepewność występowała w roku 2014, większość ekspertów wierzy, że w roku 2018 prawdziwa natura urzędującego premiera (Orbana) była znana i posługując się terminologią Nalepy, Vanberga i Ciopris, można go uważać za autokratę, który się ujawnił.
[11] Wszystkie regresje przeprowadzone zostały tylko na wyborcach, stąd liczba respondentów jest mniejsza niż 1000, wymagany do tego, by próba była reprezentatywna.
[12] By oszacować polaryzację elektoratu, musimy wiedzieć, jak daleko ideologicznie znajduje się obywatel w stosunku do kandydata opozycji. By zmierzyć tę odległość, korzystam z następującego pytania, będącego termometrem emocji: „Postacie życia publicznego – ich zachowanie, to, co mówią, i to, co próbują osiągnąć – mogą budzić mniejsze lub większe zaufanie. Przedstawimy teraz pani/ panu listę postaci życia publicznego i poprosimy o ocenę, w jakim stopniu są one godne zaufania. Minus pięć oznacza duży brak zaufania do danej osoby, zero – obojętność, a pięć – całkowite zaufanie. Oczywiście można wskazać jakąkolwiek wartość pomiędzy minus pięć i pięć, by wyrazić swoje zaufanie wobec jakiejś osoby. Proszę nas poinformować, jeśli pani/pan nie zna danej osoby. Dla ułatwienia skala została zmieniona na skalę od zera do dziesięciu”.
[13] Żadna z innych zmiennych, które mogłyby zostać potencjalnie wykorzystane do zmierzenia wrażliwości na rządy autorytarne, nie wydawała się istotna w żadnej kombinacji zmiennych, z wyjątkiem silnego przywódcy, który był na granicy w modelu poparcia dla antypisowskich protestów.

Bibliografia:

Ahlquist, John S., Nahomi Ichino, Jason Wittenberg, and Daniel Ziblatt. How Do Voters Perceive Changes to the Rules of the Game? Evidence from the 2014 Hungarian Elections. Journal of Comparative Economics (OnlineFirst 2018).
Bates, Genevieve, Ipek Cinar, and Monika Nalepa. Accountability by Numbers: A New Global Transitional Justice Dataset (1946–2016). (2017).
Bernhard, Michael, and Krzysztof Jasiewicz. Whither Eastern Europe? Changing Approaches and Perspectives on the Region in Political Science. (2015): 311–322.
Brinks, Daniel and Abby Blass (2019). DNA of Constitutional Justice in Latin America. Cambridge University Press, 2019
Cepl, Vojtech. Ritual sacrifices. E. Eur. Const. Rev. 1 (1992): 24.
Cinar, Ipek. Democracy Dismantled: Strategic Choices of the Would-be Autocrats. MA Thesis, The University of Chicago.
David, Roman. Lustration laws in action: the motives and evaluation of lustration policy in the Czech Republic and Poland (1989–2001). Law & Social Inquiry 28, no. 2 (2003): 387–439.
Elster, Jon. Closing the books: Transitional justice in historical perspective. Cambridge University Press, 2004.
Grzymala-Busse, Anna. Coalition formation and the regime divide in new democracies: East Central Europe. Comparative Politics (2001): 85–104.
Horne, Cynthia M. Late lustration programmes in Romania and Poland: supporting or undermining democratic transitions?” Democratization 16, no. 2 (2009): 344–376.
Kaminski, Marek M., Monika Nalepa, and Barry O’neill. Normative and strategic aspects of transitional justice. Journal of Conflict Resolution 50, no. 3 (2006): 295–302.
Magalhaes, Pedro C. The politics of judicial reform in Eastern Europe. Comparative Politics (1999): 43–62.
Nalepa, Monika. Skeletons in the closet: Transitional justice in post-communist Europe. Cambridge University Press, 2010.
Nalepa, Monika, Georg Vanberg and Caterina Ciopris. Authoritarian Backsliding in Conference Proceedings Defending Human Rights in Times of Constitutional Crisis. Pozen Family Center for Human Rights. Cambridge University Press, 2010.
Nolan, Dan. Remote controller: What happens when all major media, state and private, is controlled by Hungary’s government and all the front pages start looking the same. Index on Censorship 48.1 (2019): 54–56.
Pogany, Istvan S. Righting Wrongs in Eastern Europe. Manchester University Press, 1997.
Popova, Maria. Politicized justice in emerging democracies: a study of courts in Russia and Ukraine. Cambridge University Press, 2012.
Riker, William H. The art of political manipulation. Vol. 587. Yale University Press, 1986.
Svolik, Milan. When Polarization Trumps Civic Virtue: Partisan Conflict and the Subversion of Democracy by Incumbents. Working Paper, Yale University, New Haven, CT.
Teitel, Ruti G. Transitional justice genealogy. Harv. Hum. Rts. J. 16 (2003): 69.

Tekst publikowany na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa 3.0 (prawo przedruku z podaniem autora i źródła)