Rząd troskę o PKB postawił wyżej niż troskę o zdrowie obywateli

Paweł Bukowski, Wojciech Paczos

Polska nie jest już dziś „zieloną wyspą”, którą była podczas kryzysu finansowego w 2008 roku, kiedy jako jedyny kraj europejski nie popadła w recesję. Jej gospodarce udało się uniknąć problemów spowodowanych pandemią, z którymi musiała zmagać się Europa Zachodnia. I choć rządzący twierdzą, że to zasługa sprawnego przywództwa, wszystko wskazuje na to, że przyczyn należy szukać gdzie indziej: Polska miała trochę szczęścia, a do tego rząd troskę o PKB postawił wyżej niż troskę o zdrowie obywateli. Wysuwamy tezę, że to głównie dzięki temu gospodarka stosunkowo dobrze przetrwała ostatni okres.

W 2020 roku PKB Polski skurczył się „tylko” o 3,5% – to znacznie mniej niż średnia OECD, która wynosi 5,5%. W Wielkiej Brytanii spadek wyniósł aż 9,9%. Podczas gdy w całej Europie wzrosło bezrobocie, oficjalne dane z Polski prawie nie wykazują pogorszenia i według Eurostatu stopa bezrobocia w kraju jest najniższa w UE. Należy jednak pamiętać, że polska gospodarka bardzo dobrze radziła sobie przed pandemią. Według opublikowanej w październiku 2019 roku prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) w roku 2020 wzrost miał wynieść 3,1%. Zatem realny spadek polskiej gospodarki to 6,6 punktu procentowego poniżej trendu. To łagodniejsze spowolnienie w porównaniu z tym, jakie miało miejsce w wielu innych krajach. Na przykład w Republice Czeskiej było to 8,1 p.p. (z +2,6% do -5,5%), na Węgrzech 8,3 p.p. (z +3,3% do -5%), w Wielkiej Brytanii 11,4 p.p. (z +1,4% do -10%), a w Hiszpanii prawie 13 p.p. (z +1,8% do -11%).

Jak widać, na razie polska gospodarka stosunkowo dobrze radzi sobie z pandemią, choć nie do końca wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Rząd zaś chwali się sukcesem wprowadzanych przez siebie środków antykryzysowych. Prawda jest jednak taka, że polska reakcja na kryzys gospodarczy nie była bardziej innowacyjna niż w innych krajach, a rząd nie był bardziej hojny. Według Eurostatu wydatki publiczne w Polsce w trzech pierwszych kwartałach 2020 roku wzrosły o 9,1%, podczas gdy średnia unijna w tym okresie wynosiła 10,1%. Wbrew twierdzeniom rządu uważamy, że stosunkowo pobłażliwe podejście do zamknięcia gospodarki (tzw. lockdownu) i odrobina szczęścia to główne powody dość dobrej sytuacji gospodarczej w Polsce.

Szczęście w pierwszej fali

 „Szczęście” to w naszym rozumieniu wszystkie czynniki, które pozostają poza bezpośrednią kontrolą polityki gospodarczej, ale jednak wpływają na zasięg pandemii i sytuację gospodarczą kraju. Do „szczęścia” Polski przyczyniły się trzy ważne czynniki: nieco peryferyjne położenie, geografia kraju oraz jego struktura gospodarcza. Naszym zdaniem właśnie te trzy kwestie mają istotny wpływ na kompromis między gospodarką a zdrowiem publicznym. Dzięki nieco peryferyjnemu położeniu Polski pierwszy przypadek zarażenia koronawirusem pojawił się w kraju stosunkowo późno, co dało rządowi więcej czasu na przygotowanie i wdrożenie strategii lockdownu. Pierwsze ograniczenia wprowadzono, gdy siedmiodniowa średnia dzienna liczba zakażeń wynosiła zaledwie 9 – a nie 674, jak miało to miejsce w Wielkiej Brytanii. Wyniki nowych badań MFW wskazują na to, że wprowadzone wcześnie surowe ograniczenia przeciwpandemiczne są najbardziej skuteczne w walce z rozprzestrzenianiem się wirusa. Są one również (potencjalnie) najmniej szkodliwe dla gospodarki – jeśli przynoszą pożądane skutki, można je szybciej znieść.

Ponadto ukształtowanie geograficzne kraju sprawiło, że naturalne rozprzestrzenianie się wirusa w Polsce było wolniejsze niż w gęściej zaludnionych krajach Europy Zachodniej. W Polsce 40% ludności mieszka na wsi, co znacznie ogranicza liczbę codziennych kontaktów. Gęstość zaludnienia w Polsce to zaledwie 196 osób na kilometr kwadratowy; w Wielkiej Brytanii wartość ta wynosi 531.

Ograniczenia: jak, gdzie, kiedy?

Podczas pierwszej, wiosennej fali koronawirusa w 2020 roku w Polsce nie odnotowano statystycznie istotnego wzrostu liczby zgonów nadmiarowych (powyżej średniej pięcioletniej), a gospodarka radziła sobie dobrze. Polityka wczesnych i ścisłych ograniczeń omijała bolesny kompromis między zdrowiem a gospodarką. Zmieniło się to diametralnie podczas drugiej, jesiennej fali pandemii, która osiągnęła szczyt w listopadzie. Rząd wdrożył wtedy podejście wait-and-see (poczekamy, zobaczymy), wprowadzając spóźnione środki, które ostatecznie okazały się mniej skuteczne. Można to interpretować jako sprzyjanie gospodarce kosztem zdrowia. Na wykresie obok (rys. 2) modyfikujemy opracowany przez naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego wskaźnik restrykcyjności obostrzeń, by zaprezentować zestaw środków, które są najbardziej szkodliwe dla gospodarki. Pierwotny wskaźnik opiera się na dziewięciu wskaźnikach przeskalowanych do wartości od 0 do 100, gdzie 0 jest sytuacją sprzed pandemii, a 100 oznacza najbardziej rygorystyczne środki wdrożone we wszystkich kategoriach. Nasza modyfikacja obejmuje sześć kategorii, które naszym zdaniem są najbardziej szkodliwe dla sytuacji gospodarczej. <ref>Wykluczamy zamykanie szkół i zakazy podróży międzynarodowych oraz bierzemy pod uwagę pozostałe sześć kategorii: zamknięcie miejsc pracy, odwołanie imprez publicznych, ograniczenia zgromadzeń, ograniczenia transportu publicznego, nakaz pozostania w domu i ograniczenia ruchu wewnętrznego. Wskaźnik jest obliczany jako średnia ważona ważności w każdym z sześciu obszarów. Obliczanie dotkliwości obejmuje np. to, czy środki zostały wdrożone lokalnie, czy w całym kraju. Należy zauważyć, że według rosnącej liczby badań zamknięcie szkół ma silnie szkodliwy wpływ na przyszły wzrost gospodarczy. W dłuższej perspektywie może ono okazać się ograniczeniem najbardziej bolesnym dla gospodarki. Tutaj wykluczamy zamykanie szkół, ponieważ przyjmujemy podejście krótkoterminowe i skupiamy się na wynikach tylko w 2020 roku. Ponadto ze względu na różnice w sposobie pomiaru wartości dodanej w sektorze publicznym zamknięcia szkół pojawią się w danych o PKB Wielkiej Brytanii w 2020 roku, ale nie w danych dla Polski. </ref>

Wykres pokazuje, że polskie ograniczenia były surowe podczas pierwszej fali, a następnie, latem, prawie nie istniały. Wprowadzenie surowszych restrykcji jesienią było naszym zdaniem znacznie spóźnione. <ref> Tendencja w wielu przypadkach poprzedza tendencję w liczbie zgonów o około dwa do trzech tygodni. Liczba zgonów jest dostępna na wykresie 3. </ref> Natomiast w Wielkiej Brytanii w okresie letnim utrzymywano surowe ograniczenia, a ich zaostrzenie jesienią było dużo lepiej zsynchronizowane z liczbą zakażeń. Mogło to bardziej zaszkodzić gospodarce, spowodowało jednak zdecydowanie wolniejszą transmisję wirusa podczas jesiennej fali. Różnicę w pewnym stopniu można również wytłumaczyć innym podejściem do ograniczania swobód gospodarczych i osobistych w każdym z krajów. Na przykład w Wielkiej Brytanii stosowano nieliczne ograniczenia dotyczące osób fizycznych: maski nigdy nie były obowiązkowe na zewnątrz, szkoły pozostawały otwarte przez kilka miesięcy, a egzekwowanie kwarantanny – co wynika z własnego doświadczenia autorów – było stosunkowo pobłażliwe.

Jednak praca z domu była zalecana przez prawie cały rok. Podczas lockdownu produkty inne niż podstawowe Brytyjczycy mogli kupować tyl
ko online i nie mieli dostępu do żadnej formy usług świadczonych w pomieszczeniach.

Natomiast w Polsce maski obowiązywały nawet na pustych ulicach, szkoły były w pełni otwarte tylko przez sześć tygodni, a osoby poddane kwarantannie były regularnie kontrolowane przez policję. Jednak jedynie przez kilka tygodni mocno naciskano na pracę zdalną. Przez większość minionego roku Polacy mogli pójść do centrum handlowego, a nawet odwiedzić saunę.

Intuicja podpowiada nam, że polskie podejście nakłada mniejsze obciążenie na gospodarkę, podczas gdy brytyjskie jest prawdopodobnie bardziej skuteczne w ograniczaniu przenoszenia wirusa. Potwierdzają to dane dotyczące całkowitej liczby ofiar śmiertelnych pandemii COVID-19.

Stosujemy miarę nadmiernej śmiertelności (liczba zgonów powyżej średniej pięcioletniej), ponieważ dane te są wolne od potencjalnych różnic w raportach i klasyfikacji. Poniższy wykres pokazuje, że podczas pierwszej fali pandemii, wiosną 2020 roku, wczesny i ścisły lockdown w Polsce praktycznie nie spowodował nadmiernej liczby zgonów, podczas gdy w Wielkiej Brytanii opóźnione ograniczenia doprowadziły do nadmiernej śmiertelności o ponad 100%.

Podczas drugiej, jesiennej fali sytuacja jednak niemal się odwróciła. Od marca 2020 do marca 2021 Wielka Brytania zanotowała prawie 121 000 dodatkowych ofiar śmiertelnych, podczas gdy w Polsce było ich ponad 95 400. Biorąc pod uwagę populację obu krajów (Wielka Brytania jest o 80% bardziej ludna), Polska miała o 42% wyższą nadmierną śmiertelność na mieszkańca. Praktycznie cała różnica ujawniła się podczas drugiej fali.

Usługi cierpią, kwitnie produkcja

Co więcej, struktura polskiej gospodarki sprawia, że jest ona bardziej odporna na środki stosowane w lockdownie. Według Eurostatu w 2019 roku 27% spośród wszystkich polskich pracowników było zatrudnionych w sektorach, które później zostały bezpośrednio dotknięte lockdownem (takich jak hotelarstwo lub turystyka), w porównaniu z 34% w Wielkiej Brytanii i 37% w Hiszpanii. Ponieważ mniejsza część gospodarki musiała przejść w stan hibernacji, mniejszy był bezpośredni negatywny wpływ lockdownu na PKB.

Ale był też drugi, pośredni, kanał. Polska jest jedynym dużym krajem UE, w którym rośnie liczba pracowników zatrudnionych przy produkcji. Dzięki temu większa część gospodarki nadal funkcjonowała, choć sektor usług musiał zostać zamknięty. Ponadto dzięki temu kraj mógł skorzystać z wywołanej przez pandemię globalnej zmiany wzorów konsumpcji, polegającej na rezygnacji z usług na rzecz dóbr trwałego użytku.

Rozmiar także ma znaczenie. Duży rynek krajowy wzmacnia pozytywne skutki lockdownu przyjaznego dla biznesu i odpornej struktury gospodarczej. Mniejsze kraje regionu, takie jak Węgry czy Słowacja, są bardziej zależne od sytuacji gospodarczej w pozostałej części Europy. Większy spadek gospodarczy w Niemczech czy Wielkiej Brytanii pociągnie za sobą spadek w mniejszych krajach. Ze względu na swoją wielkość polska gospodarka krajowa mogłaby częściowo zrekompensować utratę popytu zewnętrznego.

Podczas pierwszej i drugiej fali pandemii Polska i Wielka Brytania podążały różnymi ścieżkami, biorąc udział w naturalnym eksperymencie obrazującym, w jaki sposób forma lockdownu i jego synchronizacja z bieżącą sytuacją mogą wpłynąć na spowolnienie gospodarcze i ograniczenie transmisji wirusa. Ponadto kluczową rolę odgrywa również sektorowa struktura gospodarki i geograficzne rozmieszczenie ludności.

Choć polska gospodarka zaskakująco dobrze radzi sobie w pandemii, nie uważamy, że było to wynikiem przemyślanej strategii. Wręcz przeciwnie, punkty procentowe w danych PKB to żadne usprawiedliwienie dla prawie 100 000 dodatkowych zgonów. Jak pokazała pierwsza fala w Polsce, ceny tej można było uniknąć.