- Concilium Civitas
- Almanachy
- Almanach 2021/22
- Autorytarne rewolucje na peryferiach: znaczenie wykorzystania modeli teoretycznych
Autorytarne rewolucje na peryferiach: znaczenie wykorzystania modeli teoretycznych
Maciej Kisilowski
Ostatnie sześć lat rządów Jarosława Kaczyńskiego to porażka nie tylko polskiej demokracji. To porażka także nauk społecznych. Zaledwie 25 lat po upadku komunizmu, który zaskoczył badaczy Europy Wschodniej, po raz kolejny zmiany społeczno-polityczne w naszym regionie spadają na nas jak grom z jasnego nieba. Dzieje się tak pomimo imponującego dorobku „tranzytologii”: ogromnego wysiłku nauk społecznych nakierowanego na zrozumienie postkomunistycznych przemian polityczno-gospodarczych.
Jeszcze kilka lat temu Polska, wraz z Węgrami, była uważana za lidera demokratycznego postępu w regionie. A jednak w ciągu nieco ponad jednej kadencji Prawo i Sprawiedliwość zdemontowało i opanowało większość niezależnych instytucji ukształtowanych przez Konstytucję z 1997 roku.
Dwie kultury intelektualne
Dlaczego nauki społeczne nie zauważyły nadchodzącego upadku demokracji? Dlaczego liderom opozycji nie udaje się konsolidować prodemokratycznej większości? W tym krótkim eseju postawię tezę, że odpowiedzi na te dwa pytania są ze sobą ściśle powiązane. Nasze nieskuteczne demokratyczne strategie to w dużej mierze skutki kiepskich analiz i nietrafionych rad udzielanych przez ekspertów, a te z kolei wynikają z pewnych niefortunnych martwych punktów w kulturach intelektualnych, które dominują w naukach społecznych w Polsce i na Zachodzie.
Te kultury, skądinąd bardzo kontrastujące ze sobą, były szczególnie widoczne w akademicko-analitycznych reakcjach na przejęcie władzy przez Jarosława Kaczyńskiego w 2015 roku. Na Zachodzie wzrost prawicowego autorytaryzmu sprowokował próby opracowania falsyfikowalnych teorii mogących wyjaśnić, dlaczego tak obiecująca demokracja jak polska upadła w tak krótkim czasie. Większość badań w tym duchu wykorzystywała porównawcze dane historyczne na poparcie swoich hipotez (zob. np. Levitsky i Ziblatt 2018), ale warto też odnotować próby wykorzystywania pojedynczego przypadku Polski do wyciągnięcia szerszych wniosków (Sadurski 2019). Habitus rządzący w tym polu polega na nieustannym poszukiwaniu nowych teorii: odkrywaniu oryginalnych relacji przyczynowo-skutkowych.
W Polsce natomiast środowisko naukowo-intelektualne generalnie gra w zupełnie inną grę. Pozytywne nauki społeczne w duchu Poppera nigdy nie były tu popularne. Jest też niewiele prac porównawczych, a przynajmniej takich, które wpływałyby na debatę publiczną. Szczególnie starsze pokolenie uczonych woli analizować wydarzenia polityczne, korzystając z instrumentarium analitycznego, które w świecie anglojęzycznym bardziej kojarzone jest z humanistyką niż z naukami społecznymi. Historyzm (często podszyty milczącym założeniem o polskiej wyjątkowości), zażarte debaty pojęciowe, wnioski oparte na intuicji, retoryczne gry słowne lub klasyczne cytaty czy sentencje to główne sposoby, w jakie polscy analitycy starają się zrozumieć bieżące wydarzenia polityczne.
Dla mnie dobitnym przykładem kontrastu tych dwóch kultur intelektualnych była debata na temat kryzysu praworządności w Polsce, w której uczestniczyłem w 2019 roku. W odpowiedzi na jeden z moich argumentów znany polski profesor prawa z powagą i przekonaniem stwierdził, że „politycy łamią konstytucję, ponieważ ją łamią”. Publiczność, złożona z wybitnych autorytetów intelektualnych, wydawała się w dużej mierze usatysfakcjonowana intuicyjnym, zdroworozsądkowym sensem tej nic nietłumaczącej retorycznej figury.
Martwy punkt
Nie chodzi mi jednak o narzekanie na polskie środowiska akademickie, co skądinąd jest ulubioną rozrywką zbyt wielu uczonych w Polsce. Zamiast tego chciałbym wskazać na niefortunne strategiczne konsekwencje pewnego martwego punktu, który leży gdzieś pomiędzy zachodnim i polskim habitusem intelektualnym. Ten martwy punkt to brak wysiłku prowadzącego do zrozumienia procesu odchodzenia od demokracji w Polsce poprzez systematyczną aplikację istniejących modeli teoretycznych. Chodzi o praktyczne zastosowanie pozytywnych teorii mające na celu zarówno wyjaśnianie procesów prawnych, politycznych i społecznych, jak i przewidywanie najbardziej prawdopodobnego rozwoju wydarzeń. Aplikacja istniejących modeli to dziś najbardziej przydatny sposób, w jaki naukowcy mogliby przysłużyć się liderom opozycji demokratycznej, istniejącym jeszcze resztkom społeczeństwa obywatelskiego i zagubionym w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości prodemokratycznym wyborcom.
By uświadomić sobie skalę poznawczego zagubienia środowisk opozycyjnych, przypomnijmy sobie główne strategie polityczne realizowane w ostatnich sześciu latach. W centrum widzieliśmy próby przesunięcia Platformy Obywatelskiej na prawo z „chłopakiem z sąsiedztwa” Grzegorzem Schetyną, na lewo – z telegenicznym warszawskim intelektualistą Rafałem Trzaskowskim, a teraz w stronę wolnorynkową pod kierunkiem charyzmatycznego weterana Donalda Tuska.
Politycy z lewej strony sceny politycznej próbowali zbudować ekonomicznie radykalną lewicę stojącą w zdecydowanej opozycji do autorytarnej komunistycznej tradycji PRL-u (Razem), stworzyć nową, społecznie progresywną partię Wiosna, ożywić postkomunistyczne SLD w Koalicji Europejskiej z liberałami i chadekami, by zaraz potem zawiązać sojusz dawnych zaprzysięgłych wrogów na lewicy w bezpośredniej konkurencji z niegdysiejszymi przyjaciółmi z centroprawicy.
Na demokratycznej prawicy byliśmy świadkami wspomnianej koalicji establishmentowych chadeków (PSL) z centrolewicą, po której nastąpiła próba poślubienia tego samego PSL z zaciekle antyestablishmentowymi populistami z Kukiz’15. Niebawem pojawił się pomysł, by zupełnie nową centroprawicową formację (Polska 2050) uformować (à la Wołodymyr Zełenski) wokół charyzmy i profilu w mediach społecznościowych katolickiego prezentera telewizyjnego Szymona Hołowni.
Rezultaty tych wszystkich manewrów nie są, delikatnie mówiąc, imponujące. A jednak nie byłaby uczciwa konkluzja, że te wszystkie porażki wynikały z braku talentu, pasji, wysiłku, pieniędzy lub dobrych pomysłów programowych. Podstawową przyczyną tej kakofonii wysiłków politycznych, podobnie jak wspomnianej wcześniej kakofonii opinii analitycznych, jest raczej co innego: nie mamy wspólnego rozumienia tego, co dzieje się w Polsce, dlaczego to się dzieje i co prawdopodobnie będzie działo się dalej, zwłaszcza w krótkiej perspektywie czasowej.
Przykład 1: Konsolidacja demokratyczna
Zastanówmy się, jak proste zastosowanie dwóch standardowych modeli w prawie konstytucyjnym i politologii miałoby szansę zmienić tę sytuację i wyjaśnić zamęt, który obserwujemy.
Pierwszy model wywodzi się z prac nad konsolidacją demokratyczną prowadzonych przez takich badaczy, jak Adam Przeworski (1991), Philippe Schmitter (1992), Juan J. Linz i Alfred Stepan (1996) i innych, których inspirowały prace „ojca teorii transformacji” Dankwarta Rustowa (1970). Przeworski uważał demokrację za skonsolidowaną, gdy jej podstawowe reguły to jedyna gra, w którą grają politycy. „Wszystko, czego przegrani chcą, to spróbować ponownie w ramach reguł, pod rządami których właśnie przegrali” (Przeworski 1991: 26). Przestrzeganie reguł demokratycznych to „równowaga zdecentralizowanych strategii wszystkich istotnych sił politycznych” (Przeworski 1991: 26). I mimo że autor przyznaje, iż „w żadnym systemie wszystkie jednostki nie stosują się do wszyst
kiego, czego się od nich oczekuje lub wymaga” (Przeworski 1991: 28), to fundamentalna logika uznania demokratycznych reguł musi mieć miejsce, by system był stabilny.
W tym samym duchu Schmitter zauważył, że konsolidację „można by zdefiniować jako proces przekształcania przypadkowych układów, ostrożnościowych norm i warunkowych rozwiązań wykształconych na wczesnych etapach transformacji ustrojowej do relacji współpracy i konkurencji, które są wiarygodnie uznane, regularnie praktykowane i dobrowolne” (Schmitter 1992: 424).
Każdy, kto chciałby uczciwie przyłożyć te proste ramy teoretyczne do przypadku Polski, od razu zauważyłby, że nasza demokracja była daleka od „skonsolidowania” i faktycznie znajdowała się w poważnym niebezpieczeństwie przez co najmniej dekadę przed 2015 rokiem (zob. Kisilowski 2019b, 2020a, 2019a). W 1997 roku demokratyczna Konstytucja RP została zaakceptowana niewielką przewagą w referendum, w którym kluczowe siły społeczno-polityczne, w tym Solidarność i Kościół katolicki, ostro się nowej ustawie zasadniczej sprzeciwiały. Oczywiście niechęć do Konstytucji z 1997 roku nie oznacza automatycznie wrogości wobec demokracji. Jednak polska radykalna prawica szybko doszła do wniosku, że prawdopodobieństwo, by jej alternatywna konstytucyjna wizja nacjonalistycznej, nietolerancyjnej, religijnie fundamentalistycznej Polski zwyciężyła zgodnie z regułami demokracji, jest niewielkie. Akcesja do UE w 2004 roku zniosła ograniczającą lokalnych polityków przedakcesyjną warunkowość, a jednocześnie ograniczyła możliwość kwestionowania podstawowych wartości europejskich w ramach normalnej demokratycznej polityki.
W efekcie co najmniej od 2005 roku PiS konsekwentnie działa na rzecz przeciwstawiania się i podważania demokracji konstytucyjnej w Polsce. Antydemokratyczny program tej partii był już w pełni widoczny w krótkim okresie sprawowania przez nią władzy w latach 2005–2007, chociaż wewnętrzne spory z koalicjantami ograniczały szkody, jakie ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego mogło wyrządzić.
W 2007 i 2011 roku PiS dwa razy z rzędu przegrało wolne i uczciwe wybory parlamentarne. Jednak w obu przypadkach zdobyło około 30% głosów. Przez cały ten okres bez wątpienia stanowiło główną siłę opozycyjną wobec rządzącej Platformy Obywatelskiej; dla każdego obserwatora polskiej sceny politycznej było jasne, że gdyby PO straciła kiedyś poparcie elektoratu, to partią z największą szansą na przejęcie władzy będzie właśnie PiS.
Innymi słowy, przed 2015 demokracja w Polsce była niemal definicyjnym przykładem nieskonsolidowanej demokracji. Demokracja nie była jedyną grą polskich polityków, ponieważ jedna z dwóch głównych partii politycznych popierała wyraźnie autorytarne idee oraz w okresie swoich krótkich rządów (2005–2007) udowodniła autentyczne zainteresowanie wcielaniem tych idei w życie. Skonsolidowana, stabilna demokracja nie jest systemem, w którym dzięki łutowi szczęścia jedna prodemokratyczna partia wygrywa wybory za wyborami. Jest to raczej system, w którym przyszłość modelu opartego na wolnej i uczciwej konkurencji politycznej pozostaje niezagrożona niezależnie od jakiegokolwiek „normalnego” wyniku wyborczego.
Przykład 2: Moment konstytucyjny
Rozważmy teraz model zmiany konstytucyjnej przedstawiony w kontekście amerykańskim przez Bruce’a Ackermana (1998). Prace Ackermana dały początek szerokiemu międzynarodowemu dyskursowi o tzw. momentach konstytucyjnych. Sama teoria nie dotyczy jednak „momentu” w sensie krótkiego zdarzenia. Ackerman opisuje bowiem złożony, pięcioetapowy proces nieformalnej zmiany konstytucji (świetne podsumowanie teorii Ackermana zob. Young 2012).
Proces rozpoczyna się od etapu sygnalizacji, w którym określona siła polityczna wskazuje na zamiar dokonania poważnej zmiany rozumienia norm konstytucyjnych. W drugim etapie zmiana ta jest proponowana społeczeństwu, a raczej „przepychana” przy głośnym sprzeciwie zwolenników status quo. Trzeci etap, wyzwalający, to etap wzmocnienia legitymacji i nadania impetu zmianom, zazwyczaj poprzez wygranie przez rewolucjonistów kolejnych wyborów. Czwarty etap jest stopniowym zanikaniem instytucjonalnych enklaw opozycji wobec zmian. Akceptacja nowej rzeczywistości konstytucyjnej przez aktorów instytucjonalnych dotychczas sprzeciwiających się zmianie zapewnia kluczową społeczno-polityczną „ratyfikację” nieformalnej zmiany konstytucyjnej. Wreszcie w ostatnim etapie konsoliduje się spójny porządek konstytucyjny, oparty na połączeniu starego i nowego rozumienia konstytucji.
Niemal banalne jest nakreślenie, jak bardzo wydarzenia w Polsce po 2015 roku są zgodne z logiką modelu Ackermana (Kisilowski 2020b). Podwójne zwycięstwo wyborcze PiS w 2015 roku wyraźnie stanowiło etap sygnalizacyjny zmiany polskiego ustroju w kierunku nacjonalistycznego, religijnie fundamentalistycznego miękkiego autorytaryzmu. W pierwszej kadencji PiS energicznie forsowało realizację swojej nieliberalnej wizji państwa, w którym wymiar sprawiedliwości, organy ścigania, media, spółki skarbu państwa, instytucje oświatowe i akademickie oraz samorządy mają wspierać partię rządzącą w realizacji nacjonalistycznej i religijnie fundamentalistycznej wizji oraz w nękaniu „agentów zagranicy”, zdrajców i wszelkich innych osób niepożądanych. Wybory parlamentarne/prezydenckie 2019/2020 były krytycznym wydarzeniem wyzwalającym, które w dużej mierze przekształciło odwracalne jeszcze wysiłki PiS z pierwszej kadencji w stabilizujący się nowy porządek konstytucyjny.
Jeśli – zgodnie z logiką modelu Ackermana – proces pozostawi się samemu sobie (Kisilowski 2020c), nieuchronnie nastąpi etap „ratyfikacji”. Jesteśmy świadkami tego etapu w chwili, gdy powstaje ten tekst. Prof. Marcin Wiącek, nowy rzecznik praw obywatelskich, wybrany przy poparciu zarówno partii PiS, jak i opozycji, wydał szereg oświadczeń, które potwierdzają legalność kluczowych założeń nowego ładu konstytucyjnego państwa PiS. Prof. Wiącek uznał m.in. tzw. Trybunał Konstytucyjny PiS i jego tzw. wyrok z 2020 roku zakazujący praktycznie wszystkich aborcji. Po miesiącach masowych protestów ulicznych przeciwko tej barbarzyńskiej decyzji o tym tzw. wyroku prof. Wiącek miał do powiedzenia tylko tyle, że „może on budzić pewne wątpliwości naukowe”. <ref>https://bit.ly/3o9STXW</ref> W odpowiedzi na groteskowo niedemokratyczny projekt ustawy o zniszczeniu ostatniej niezależnej ogólnopolskiej telewizji TVN prof. Wiącek uznał „cel ustawy” za „słuszny”. <ref>https://bit.ly/3xBsmpP</ref> „Rzecznik (…) żyje w takiej, a nie innej rzeczywistości prawnej i musi się w niej poruszać” – podsumowuje. <ref>https://bit.ly/3xG60TT</ref> Właśnie dokładnie dlatego nieformalna zmiana konstytucyjna może się z powodzeniem dokonać: bo z czasem sceptyczni outsiderzy, tacy jak prof. Wiącek, po prostu decydują się na zaakceptowanie nowego porządku, dostarczając mu kluczowej legitymizacji.
Utracona szansa
Oba przykłady pokazują, w jaki sposób proste zastosowanie istniejących modeli teoretycznych może w istotny sposób wpłynąć na nasze rozumienie zachodzących wokół nas procesów. Wyobraźmy sobie, że intelektualny konsensus w Polsce w latach 2007–2015 rozpoznał śmiertelne zagrożenie dla naszej demokratycznej przyszłości. W pożyczonym czasie, jaki dało nam szczęśliwe wyborcze zrządzenie losu w postaci dwóch zwycięstw strony prodemokratycznej, cała elita intelektualna kraj
u jest zaangażowana w umocnienie wiszącego na włosku ustroju demokratycznego. Z jednej strony podejmowane są próby negocjacji zmian konstytucyjnych, które mogłyby uczynić system demokratyczny bardziej strawnym dla prawicy. Z drugiej zaś państwo przeciwdziała lub nawet pociąga do odpowiedzialności najbardziej antydemokratyczne elementy w środowisku PiS (Kisilowski 2020a). Podobnie wyobraźmy sobie, że w okresie 2015–2019 myląca narracja o „łamaniu konstytucji” przez PiS ustąpiłaby miejsca uznaniu, że jesteśmy na wczesnym etapie procesu prowadzącego do nieformalnej, autorytarnej zmiany konstytucyjnej. Gdyby tempo, zakres i perspektywy tej autorytarnej transformacji zostały w pełni zrozumiane i doceniona została kluczowa rola wyborów 2019/2020 jako wydarzenia wyzwalającego, niefortunne strategie opozycji sprzed cyklu wyborczego 2019/2020 mogłyby zostać zmodyfikowane. Niestety, zarówno w zachodniej, jak i polskiej kulturze intelektualnej niewiele jest bodźców skłaniających badaczy do zaangażowania się w proces identyfikowania pomocnych teorii, odnoszenia ich do faktów w terenie i rozpowszechniania efektów takich wysiłków. Dwie opisane powyżej aplikacje nie byłyby raczej materiałem na przełomowy artykuł w zachodnich naukach społecznych, ponieważ brakuje im teoretycznej innowacyjności. Z drugiej strony nie pasowałyby też do esencjonalnych dysput polskich intelektualistów. Przy całym swoim praktycznym i strategicznym potencjale zadanie aplikowania istniejących modeli teoretycznych w celu lepszego zrozumienia zachodzących w naszym kraju procesów prawnych i politycznych wpada nieuchronnie w czarną dziurę pomiędzy zachodnią i polską kulturą intelektualną.
Bibliografia
Ackerman, B. A. (1998). We the People: Transformations, Cambridge,
Mass.: Belknap Press of Harvard University Press.
Kisilowski, M. (2019a). From Refuge to Trap: Formalist Misadventures of
Poland’s Post-Socialist Legal Profession, „International Journal of
the Legal Profession”, 26(2–3), s. 321–334.
Kisilowski, M. (2019b). Prof. Kisilowski: PiS już nie przegra wyborów.
Kaczyński ma w ręku piekielnie skuteczną innowację polityczną,
Gazeta.pl, 1 lipca 2019, rozmowa z G. Sroczyńskim.
Kisilowski, M. (2020a). Constitutional Strategy for a Polarized Society:
Learning from Poland’s Post-revolutionary Misfortunes. W: Revolutionary
Constitutionalism: Law, Legitimacy, Power, Albert, R.
(red.). Oxford: Hart Publishing.
Kisilowski, M. (2020b). Od demokracji do autorytaryzmu, tvn24.pl, rozmowa
z K. Wasilewską.
Kisilowski, M. (2020c). Rozpoczyna się nowy etap sprzeciwu. Nie można
uznawać pisowskich posunięć, „Gazeta Wyborcza”, 22 kwietnia
2020.
Levitsky, S., Ziblatt, D. (2018). How Democracies Die, Broadway Books.
Linz, J. J., Stepan, A. (1996). Toward Consolidated Democracies, „Journal
of Democracy”, 7(2), s. 14.
Przeworski, A. (1991). Democracy and the Market, Political and Economic
Reforms in Eastern Europe and Latin America, Cambridge University
Press.
Rustow, D. A. (1970). Transitions to Democracy: Toward a Dynamic Model,
„Comparative Politics”, 2(3), s. 337–363.
Sadurski, W. (2019). On the Relative Irrelevance of Constitutional Design:
Lessons from Poland, „Sydney Law School Research Paper”,
(19/34).
Schmitter, P. C. (1992). The Consolidation of Democracy and Representation
of Social Groups, „American Behavioral Scientist”, 35(4–5),
s. 422.
Young, D. T. (2012). How Do You Measure a Constitutional Moment: Using
Algorithmic Topic Modeling to Evaluate Bruce Ackerman’s Theory
of Constitutional Change, „Yale L. J.”, 122, s. 1990.