- Concilium Civitas
- Almanachy
- Almanach 2021/22
- Uwagi na temat nowej polskiej szkoły badań o Zagładzie
Uwagi na temat nowej polskiej szkoły badań o Zagładzie
Jan Tomasz Gross
Niniejszy tekst jest tłumaczeniem wstępu do książki Breaking the Frame. New School of Polish-Jewish Studies, pod red. Ireny Grudzińskiej-Gross i Konrada Matyjaszka, Frankfurt: Peter Lang, 2021
Gdyby doktorant zapytał mnie, jakiego języka powinien się nauczyć, by jak najefektywniej studiować dzisiaj Holocaust, doradziłbym mu nauczenie się polskiego. <ref>Z zastrzeżeniem, że najważniejsze
źródła – dokumenty ego i osobiste
zeznania oraz najwcześniejsze opracowania
o Holocauście – powstały zaraz po
wojnie w języku jidysz, głównie jednak
w Polsce. Zob. np. artykuł Heleny Datner
w tym tomie.</ref> Ogromna różnorodność i objętość badań naukowych dotyczących tego tematu – od prostych empirycznych rekonstrukcji wydarzeń, przez historię interpretacyjną, po kulturową krytykę literatury, prozy, poezji, teatru i innych form wyrazu artystycznego przeprowadzoną przez autorów piszących współcześnie w języku polskim – jest fenomenalna i prawdopodobnie w ciągu ostatnich 20 lat nie dorównują jej pisma o Holocauście w innych językach.
W pewnym sensie nie powinno to dziwić. W końcu połowa wszystkich europejskich Żydów zamordowanych w Shoah – trzy z sześciu milionów ofiar – to Żydzi polscy. Lub, jak kto woli, żydowscy Polacy, bo przecież to byli obywatele Polski. Dodajmy do tego, że wszystkie główne obozy zagłady, do których przywożono Żydów z całej Europy na śmierć, znajdowały się na terenie okupowanej przez Niemców Polski. A także, że tak jak wszędzie na wschód od Niemiec w okupowanej Polsce tysiące Żydów zostało zabitych na miejscu, w miejscu zamieszkania lub w jego pobliżu: pośród innych, na widoku i ze sporadycznym udziałem ich nieżydowskich sąsiadów. <ref>„Holocaust dokonany kulami” to termin
ukuty przez francuskiego ks. Patricka
Desbois, który usiłował zidentyfikować,
głównie na Ukrainie i Białorusi, nieoznaczone
masowe groby zabitych w ten
sposób żydowskich ofiar (P. Desbois, The
Holocaust by Bullets: A Priest’s Journey to
Uncover the Truth Behind the Murder of
1,5 Million Jews, przekł. angielski C. Spencer,
Nowy Jork: Palgrave Macmillan, 2008).</ref>
Innymi słowy, Holocaust – wśród wielu rzeczy, które reprezentuje w doświadczeniu ludzkości i cywilizacji zachodniej – jest centralnym elementem historii Polski XX wieku. Nic dziwnego, że tak wiele interesujących tekstów, które tę tragedię analizują, powstało w ostatnim czasie w języku polskim. Należy raczej zapytać, dlaczego ta literatura powstawała tak długo. Ale żeby być uczciwym, powinniśmy najpierw spojrzeć na sprawy w szerszej perspektywie.
Na wstępie należy zauważyć, że historia II wojny światowej i okupacji niemieckiej podbitych państw europejskich była drażliwym tematem historiografii narodowych na całym kontynencie. Przede wszystkim dlatego, że reżim nazistowski, a zwłaszcza jego działania jako okupanta, był przerażający. Najlepszym przykładem międzynarodowego konsensusu stojącego za taką oceną jest proces norymberski, bezprecedensowy akt kary prawnej w długiej historii wojen wewnątrzeuropejskich. Wielu czołowych polityków i generałów nazistowskich Niemiec zostało w nim skazanych na śmierć przez Międzynarodowy Trybunał, m.in. za zbrodnie przeciwko ludzkości. Oczywiście, biorąc pod uwagę jakość rządów nazistowskich, po wojnie wszyscy woleli opisywać swoje wojenne doświadczenie narodowe jako historię ruchu oporu. Ale fakty były inne.
W wielu częściach Europy – na różne sposoby, determinowane głównie przez różnice w reżimach niemieckiej okupacji – dominowały współudział i kolaboracja z niemiecką polityką, a nie opór. Postawy i zachowania zbiorowe zmieniały się z czasem wraz z ewoluującymi oportunistycznymi kalkulacjami, kiedy pozornie niezwyciężone Niemcy hitlerowskie wydawały się stać coraz bardziej na straconej pozycji. Jednak historiografie narodowe wciągnięte w interes wzmacniania poczucia dumy narodowej długo po wojnie nadrabiały zaległości w tym, co się faktycznie wydarzyło. Jak ujął to Mark Mazower, „przez większą część wojny (…) Europejczycy ustawili się w szeregu i przyczynili się do tego, czego [Niemcy] i tak żądali. Po 1945 roku wygodnie o tym zapomniano”. <ref>M. Mazower, Hitler’s Empire. How the
Nazis Ruled Europe, The Penguin Press,
New York, 2008, s. 6 i nast. Wydanie
polskie: Imperium Hitlera. Nazistowskie
rządy w okupowanej Europie, Warszawa:
Świat Książki, 2011.</ref>
Weźmy choćby Francję. Potrzeba było niemal 30 lat i pomocy cudzoziemca – amerykańskiego historyka Roberta Paxtona, autora książki Vichy France: Old Guard and New Order, 1940–1944 [Francja pod rządami Vichy: stara gwardia i nowy porządek, 1940–1944], która po francusku ukazała się w 1973 roku – by Francuzi zaczęli uczciwie oceniać spuściznę Pétaina. I wcale nie był to łatwy proces. Smutek i litość, przejmujący film dokumentalny o Vichy i kolaboracji nakręcony przez francuskiego reżysera Marcela Ophulsa w 1969 roku, był zakazany we francuskiej telewizji do 1981 roku! Nawiasem mówiąc, 1981 był również rokiem, w którym ukazała się po francusku inna przełomowa książka Roberta Paxtona i Michaela Marrusa Vichy, France and the Jews [Francja, Vichy i Żydzi]. W niewygodnej historii udzielania pomocy wrogowi – w całej Europie po wojnie przeprowadzono setki procesów, w których wysuwano takie oskarżenia przeciwko współobywatelom <ref>The Politics of Retribution in Europe: World
War II and Its Aftermath, pod red. I. Deak,
J. T. Gross, T. Judt, Princeton, New Jersey:
Princeton University Press, 2000.</ref> – najtrudniejsza do skonfrontowania się z nią i opowiedzenia była zmowa w prześladowaniu europejskich Żydów. Jak ujął to Saul Friedländer w znakomitym studium o zagładzie Żydów:
Ani jedna grupa społeczna, ani jedna wspólnota religijna, ani jedna instytucja naukowa czy stowarzyszenie zawodowe w Niemczech i w całej Europie nie deklarowały solidarności z Żydami (niektóre Kościoły chrześcijańskie deklarowały, że nawróceni Żydzi są do pewnego stopnia częścią wspólnoty); przeciwnie, wiele kręgów społecznych, wiele grup o silnej pozycji było bezpośrednio zaangażowanych w wywłaszczanie Żydów i pragnęło, choćby z chciwości, ich masowego zniknięcia. W ten sposób nazistowska i pokrewna jej polityka antyżydowska mogła rozwinąć się do najbardziej ekstremalnych poziomów bez ingerencji jakichkolwiek większych przeciwstawnych interesów <ref>S. Friedlander, The Years of Extermination.
Nazi Germany and the Jews, 1939–1945,
New York: HarperCollins Publishers, 2007,
s. XXI.</ref> [wyróżnienie autora].
Oto potępiająca ocena wybitnego historyka; musiało jednak upłynąć wiele czasu, by taka świadomość pojawiła się w europejskich historiografiach.
W Europie Wschodniej, która po 1945 roku stała się częścią bloku sowieckiego, temat zagłady Żydów w czasie II wojny światowej został dodatkowo wyparty z publicznej dyskusji ze względu na stanowisko Związku Radzieckiego w tej sprawie. Już od 1942/1943 roku, gdy wojna jeszcze trwała, sowiecka cenzura nie dopuszczała informacji o celowej eksterminacji Żydów dokonywanej przez Niemców. Wszystkie narody sowieckie miały być w równej mierze przedstawiane jako ofiary niemiecko-faszystowskich okrucieństw. Jeśli ktokolwiek, to tylko Rosjanie – „starsi bracia” w sowieckiej rodzinie narodów – mieli prawo do dodatkowego heroizmu i martyrologii w wiążącej
narracji o wojnie, na pewno nie Żydzi. <ref>Fascynującą lekturą omawiającą te i nie
tylko te kwestie jest książka A. Weinera,
Making Sense of War: The Second
World War and the Fate of the Bolshevik
Revolution, Princeton and Oxford:
Princeton University Press, 2001.</ref>
Wymownym przejawem powojennego komunistycznego wymazywania żydowskiej katastrofy ze zbiorowej pamięci wojny było sztandarowe muzeum zbrodni wojennych na terenie byłego obozu Auschwitz-Birkenau w Polsce. W komorach gazowych zamordowano tam milion Żydów. Ale dopóki Polską rządziła partia komunistyczna, na oficjalnej wystawie upamiętniającej „międzynarodowe ofiary faszyzmu” zwiezione tam z całej Europy na śmierć nie można było znaleźć słowa „Żyd”.
Zachód także potrzebował sporo czasu, zanim eksterminacja Żydów stała się tam uprawnionym przedmiotem badań naukowych. Kiedy Raul Hilberg postanowił napisać rozprawę doktorską pt. The Destruction of the European Jews [Zagłada europejskich Żydów] na Columbia University w Nowym Jorku i zanim stała się ona klasykiem w badaniach nad Holocaustem, jego doradca akademicki Franz Neumann (podobnie jak Hilberg austriacki Żyd na wygnaniu studiujący totalitaryzm nazistowski) ostrzegał go, że z takim tematem doktoratu ma niewielkie szanse na pracę na uniwersytecie. Wbrew zdecydowanemu sceptycyzmowi kolegów akademickich – Hannah Arendt, która zazwyczaj potrafiła bezbłędnie ocenić jakość pracy naukowej, odrzuciła rękopis dla Princeton University Press – książka Hilberga ukazała się wreszcie w 1961 roku w małym wydawnictwie Quadrangle Books, dzięki dotacji prywatnego ofiarodawcy.
Kiedy rozpoczęto akademickie studia nad zniszczeniem europejskiego żydostwa (terminy Holocaust i Shoah pojawiły się znacznie później), tematowi nadano ramy konfrontacji pomiędzy Żydami i Niemcami. Uchwyciło to oczywiście istotę nazistowskiej – niemieckiej – polityki ludobójczej prowadzonej przeciwko Żydom w okupowanej Europie. Ale z czasem wyszły na jaw ograniczenia takiego ujęcia. Z całą pewnością zorganizowane przez Niemców mechanizmy i aparat niszczenia stanowiły jądro procesu masowego zabijania, ale dla badaczy stawało się jasne, że ważny był także kontekst lokalny. Żydzi przez całe stulecia byli wrośnięci w społeczeństwa europejskie i trzeba ich było od nich odseparować, aby wymordować ich na miejscu albo wysłać na śmierć. Najwyraźniej, aby skonceptualizować zawiłość tego procesu, potrzebny był trzeci termin, który oddawałby rolę innych aktorów, oprócz Żydów i Niemców – tylko w ten sposób można było posunąć dyskusję do przodu.
I to znowu Hilberg wpadł na trafną sugestię. W 1992 roku opublikował książkę Sprawcy, ofiary, świadkowie: żydowska katastrofa, 1933–1945 i choć jej treść nie wzbudziła oszałamiającego zainteresowania, to tytuł, a właściwie jedno słowo z tytułu, zrobiło fenomenalną karierę. „Świadkowie” (bystanders) stali się podstawą słownika historiografii Holocaustu – słowo to stało się owym, tak potrzebnym, trzecim terminem.
Z czasem została dokonana dekonstrukcja tego pojęcia. Co to znaczy być bystander w konfrontacji z radykalną przemocą, której ofiarą stali się Żydzi podczas Holocaustu, zwłaszcza w Europie Wschodniej? Czy stanie z boku było właśnie tym, co najczęściej robili okoliczni mieszkańcy i lokalne instytucje? Dzisiaj, jak sądzę, zgodnie z wcześniej cytowanym fragmentem Friedländera, badacze Holocaustu byliby skłonni uznać terminy takie jak „pośrednicy” i/ lub „beneficjenci” za bardziej przydatne niż „świadkowie” w ukazywaniu wkładu okolicznej ludności w zagładę europejskich Żydów. <ref>Terminy te znalazłem w doskonałej
monografii M. Fulbrook, A Small Town
near Auschwitz: Ordinary Nazis and the
Holocaust, Oxford: Oxford University
Press, 2012.</ref>
Rozwój nowej wiedzy o Holocauście w Polsce zapoczątkowała ożywiona debata na temat stosunków polsko-żydowskich w czasie wojny po opublikowaniu książki o Jedwabnem Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka w 2000 roku. <ref>J. T. Gross, Sąsiedzi. Historia zagłady
żydowskiego miasteczka, Sejny: Pogranicze,
2000. Angielskie wydanie książki ukazało
się rok później pt. Neighbors: Destruction
of the Jewish Community in Jedwabne,
Poland, Princeton and Oxford: Princeton
University Press, 2001.</ref> Do czasu, gdy 10 lipca 2001 roku, w 60. rocznicę, upamiętniono tamtejsze masowe morderstwo – odsłonięty został nowy pomnik, który nie przypisywał już fałszywie mordu niemieckim sprawcom, a prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski wygłosił przejmujące przeprosiny za zabicie Żydów z Jedwabnego przez ich polskich sąsiadów – w drukowanych mediach opublikowano już tysiące artykułów, a w radiu i w telewizji miały miejsce audycje na ten temat.
W 2002 roku nowo powstały Instytut Pamięci Narodowej jako tło dla formalnie wszczętego śledztwa w sprawie zbrodni w Jedwabnem opublikował obszerne, szczegółowe, dwutomowe kompendium źródeł i opracowań (łącznie solidne 1500 stron dużego formatu) na temat fali masowych mordów Żydów dokonanych przez ich rodaków latem 1941 roku na Białostocczyźnie i Podlasiu. <ref>Wokół Jedwabnego, 2 tomy,
pod red. P. Machcewicz,
K. Persak, Warszawa:
Instytut Pamięci
Narodowej, 2002.</ref> Opierając się na obszernych podstawach empirycznych, ustalono, że mord w Jedwabnem był tylko jednym z wielu takich przypadków skrajnej przemocy. W 2003 roku przy Polskiej Akademii Nauk w Warszawie powstało Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Od 2005 roku Centrum wydaje gruby rocznik (każdy tom liczy blisko 1000 stron) pod tytułem „Zagłada Żydów. Studia i Materiały”. Treść dotychczas wydanych 16 tomów rocznika wraz z licznymi monografiami stanowi trzon tego, co można nazwać nową polską szkołą badań nad Holocaustem. Ale tylko trzon. Należy bowiem podkreślić, że wielu uczonych niezwiązanych z Centrum i publikujących w czasopismach ze wszystkich dyscyplin humanistycznych to kluczowi współtwórcy tej niezwykle bogatej dziedziny badań i piśmiennictwa.
Nie ma jednolitej metodologii czy jednolitego podejścia w tym szybko rosnącym zbiorze badań historycznych i kulturowych, choć mają one dwie łączące je charakterystyczne cechy. Pierwsza z nich polega na uznawaniu egodokumentów za cenne źródło i solidną podstawę empiryczną do badań nad Holocaustem. Druga, choć przyznaje Niemcom główną rolę w wyniszczeniu polskich Żydów, skupia się także na słabo zbadanej sieci relacji pomiędzy Żydami i miejscową ludnością nieżydowską, która do wyniszczenia się przyczyniła.
Najlepiej byłoby zakończyć uwagi o nowej polskiej szkole badań nad Holocaustem w tym miejscu, ale Holocaust nie jest takim samym tematem historycznym jak każdy inny. W Europie Wschodniej nie jest to nawet temat historyczny, bo okazuje się, że pozostaje mocno osadzony w teraźniejszości. I odgrywa kluczową rolę w debatach o wojennym dziedzictwie zbiorowego doświadczenia Polaków (lub np. Ukraińców czy Litwinów). Sposób, w jaki dokonano masowego mordu na Żydach, stał się kluczowym elementem wypracowywania „użytecznej przeszłości”, przywoływanym w debatach narodowych po odzyskaniu przez kraje regionu pełnej suwerenności.
Rozpoznanie szerokiego współudziału miejscowej ludności w prześladowaniu żydowskich współobywateli w czasie wojny i późniejsze dyskusje na ten temat w różnych krajach wyglądają inaczej. Na Ukrainie i Litwie debata jest przetwarzana poprzez zawiłą opowieść o
dwóch totalitaryzmach, pojawiają się przy tym różne historie o cierpieniu i sprawczości (lub kolaboracji) z totalitaryzmami nazistowskimi lub komunistycznymi. Jak głosi uprzywilejowana narracja historyczna, antykomunistyczni patrioci mogli pomagać nazistowskim okupantom w eksterminacji Żydów, ale Żydzi z kolei kolaborowali z komunistami w podporządkowywaniu systemowi komunistycznemu wszystkich innych.
W Polsce nowa świadomość współudziału w masowym mordzie Żydów uderza w sedno wizerunku społeczeństwa jako ofiary, osadzonego jeszcze w dziewiętnastowiecznej historii zaborów i literaturze romantycznej. Ten tradycyjny tożsamościowy topos ofiary wzmocnił się jeszcze wraz z wybuchem II wojny światowej, kiedy sąsiedzi Polski – dwa totalitarne państwa, Rosja Stalina i Niemcy Hitlera – najechali na kraj i poddali jego ludność zorganizowanej przemocy. Jak oswoić pojawiającą się nagle w społeczeństwie świadomość, że ofiara, czyli nieżydowscy Polacy, była jednocześnie oprawcą swoich współobywateli – żydowskich Polaków?
Nic dziwnego, że intensywna i płodna intelektualnie eksploracja tej „trudnej przeszłości” prowadzona w pracach nowej polskiej szkoły badań nad Holocaustem natrafiła na przeszkodę, upolityczniony backlash (określenie Piotra Foreckiego) ze strony konserwatywnej i nacjonalistycznej części społeczeństwa. <ref>Forecki napisał na ten temat doskonałą
książkę, P. Forecki, Po Jedwabnem.
Anatomia pamięci funkcjonalnej, Warszawa:
Instytut Badań Literackich PAN, 2018.</ref> Od dojścia do władzy ksenofobicznej i populistycznej partii Prawo i Sprawiedliwość w 2015 roku oficjalna polityka historyczna, wzmocniona znacznymi zasobami finansowymi i instytucjonalnymi państwa, atakuje tę nową historiografię jako obrazę godności narodowej. Polska, jak głosi oficjalna propaganda, musi „powstać z kolan” i zaprzestać propagowania „pedagogiki wstydu”.
W styczniu 2018 roku polski parlament przeforsował ustawę kryminalizującą przypisywanie Polakom „wbrew faktom” czynów popełnionych przez nazistowskich okupantów. Ustawa została szeroko odebrana jako próba zapobiegania jakimkolwiek wzmiankom o udziale miejscowej ludności w prześladowaniu Żydów w czasie wojny. <ref>Po fali międzynarodowych protestów,
szczególnie głośnych w Izraelu
i Stanach Zjednoczonych, ponieważ
prawo kryminalizowało przedstawianie
biografii ludzi ocalałych z Holocaustu –
ci, którzy kiedykolwiek doświadczyli
prześladowań ze strony swoich
współobywateli podczas wojny, teraz
nie mogli nawet mówić o tym bez
narażania się na sankcje karne czy
cywilne w Polsce – znowelizowana
została ustawa i usunięto zapis
o penalizacji.</ref> Prawdę mówiąc, państwo polskie nie potrzebowało żadnych nowych narzędzi do ścigania historyków za pisanie niewygodnych prawd o Holocauście. Esej Jana Grabowskiego znajdujący się w tym tomie opisuje ostatni rozdział kryminalizacji pisarstwa historycznego na ten temat. Wraz ze współzałożycielką Polskiego Centrum Badań nad zagładą Żydów, prof. Barbarą Engelking, jest jego ofiarą lub bohaterem, zależnie od okoliczności.
Mamy więc w Polsce rozdwojoną rzeczywistość w odniesieniu do przedstawiania problematyki Holocaustu w domenie publicznej. Z jednej strony jest oryginalna literatura badawcza z pełnego zakresu dziedzin humanistycznych – w tym zbiorze esejów prezentujemy dobry przykład takich prac. Na drugim biegunie zaś znajduje się hojnie finansowany wysiłek rządu i jego akolitów, by za pomocą muzeów, publikacji, kampanii public relations, a także prokuratury zniekształcać historię Holocaustu. Podstawą tej fałszywej narracji jest twierdzenie, że polskie społeczeństwo w czasie wojny w ogromnym stopniu zaangażowało się w pomoc swoim żydowskim współobywatelom. Podczas ceremonii w Muzeum Obozu Auschwitz z okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu w styczniu 2018 roku – dokładnie w momencie uchwalania przez polski parlament wspomnianej głośnej ustawy, która wywołała międzynarodowe protesty – premier Mateusz Morawiecki uznał za słuszne powiedzieć, że „w Yad Vashem wciąż brakuje specjalnego drzewa dla Polski – polskiego drzewa” w uznaniu za przykładny wkład polskiego społeczeństwa w przetrwanie Żydów w czasie wojny.
Arogancja i zakłamanie wpływowych polityków oraz zatrudnionych przez nich ludzi nie zmienią historii. Nie zmienią też tego, co historycy wiedzą o historii. Ale będzie to miało szkodliwy wpływ na stan wiedzy o historii ich kraju dla ogółu ludzi. Minie trochę czasu, zanim sondaże opinii publicznej, w których pada pytanie: „Kto bardziej cierpiał w czasie II wojny światowej – Polacy czy Żydzi?”, pokażą zmianę dotychczasowego spójnego schematu, w którym większość respondentów odpowiada, że Polacy cierpieli tyle samo co Żydzi, a nawet bardziej.
„Rodacy, nie możemy uciec przed historią” – powiedział Abraham Lincoln w dorocznym przesłaniu do Kongresu z 1862 roku. Podobnie nie jest dobrze (a na dłuższą metę prawdopodobnie nawet nie jest możliwe), by Polacy nie znali własnej historii. Ale teraz przynajmniej mają szansę dowiedzieć się, co wydarzyło się podczas II wojny światowej, dzięki nowej polskiej szkole studiów nad Holocaustem.