Populizm, nierówności i uwiąd obywatelstwa socjalnego

Populizm, nierówności i uwiąd obywatelstwa socjalnego

Partie populistyczne, takie jak UKIP w Wielkiej Brytanii, Partia Wolności Geerta Wildersa w Niderlandach i jej imienniczka w Austrii, Złoty Świt w Grecji czy Szwedzcy Demokraci w Szwecji, to dziś integralna część sceny politycznej w Europie. Nie jest to trend obecny jedynie w regionie – mamy dziś do czynienia z sytuacją, w której kilka największych gospodarczo i politycznie krajów świata jest rządzonych przez prawicowych populistów, jak choćby Stany Zjednoczone i Brazylia.
Przeciwstawienie elity i ludu, antyelitaryzm i antyintelektualizm, a także mit bezpośredniego kontaktu między przywódcą a masami stały się integralnym elementem współczesnej polityki (m.in. Mouffe 2018, Mudde 2015, Wysocka 2010). Prawicowy populizm opisywany jest jako jedno z największych wyzwań dla współczesnej demokracji, choć wśród badaczy nie ma zgody, czy jest to spójna ideologia, sposób uprawiania polityki, specyficzny konglomerat oczekiwań i emocji czy może artykulacja żądania wymiany elit.

Jak pisała Margaret Canovan, brytyjska teoretyczka polityki, termin ten używany jest do opisu zdumiewająco różnych zjawisk, włączając w to „techniki demokracji bezpośredniej, takie jak referendum oraz inicjatywy oddolne, a równocześnie stosuje się go wobec pewnych rodzajów dyktatury, takich jak władza Perona w Argentynie” (2010: 53). Co więcej, o ile w kontekście europejskim, w tym w Polsce, przyjmuje się często, że populizm jest zjawiskiem negatywnym, o tyle choćby w Ameryce Łacińskiej akcentuje się rozróżnienie między populizmem prawicowym a lewicowym. Ten ostatni postrzegany jest przez część badaczek i badaczy, jak Chantal Mouffe (2018), jako jedyna skuteczna odpowiedź na zagrożenia związane ze wzrostem znaczenia skrajnej prawicy.

Różne są też interpretacje źródeł sukcesów partii reprezentujących szerokie spektrum populistycznej prawicy w krajach tak odmiennych jak Polska, Włochy, Stany Zjednoczone czy Austria. Wśród głównych źródeł problemu wymienia się kryzys Unii Europejskiej; błędy i wypaczenia liberalizmu, który wszedł w sojusz z neoliberalną polityką cięć i prywatyzacji; skutki globalnego kryzysu ekonomicznego bądź też nasilenie wojny kulturowej, czyli konfliktów wokół równości płci, praw mniejszości i seksualnej demokracji. Głosy w tej debacie można z grubsza podzielić na zwolenników i zwolenniczki tezy o ekonomicznych przyczynach sukcesów populistycznej prawicy oraz na tych, którzy źródeł problemu szukają w sferze kultury i relacji społecznych. Ten podział zdaje się względnie trwały, mimo że analizy naukowe wskazują, iż wzrost nierówności społeczno-ekonomicznych jest ściśle związany z przemianami w sferze kultury. Krótko mówiąc: i ekonomia, i kultura mają znaczenie. Pippa Norris i Ronald Inglehart (2016) wykazali, że brak bezpieczeństwa socjalnego sprzyja postawom populistycznym, a te z kolei są wyrażane jako backlash opisywanych przez Michaela Kimmela (2013) „wściekłych białych mężczyzn”, którzy mają poczucie, że ich pozycja społeczna i status ekonomiczny są zagrożone, a korzystają na tym mniejszości czy kobiety.

Tezę, że ekonomia ma znaczenie, ale pozostaje w ścisłym związku z przemianami kulturowymi, potwierdzają też skumulowane dane makroekonomiczne w połączeniu z analizami sfery politycznej. Zdaniem Thomasa Piketty’ego (2018) istnieje ścisły związek pomiędzy wzrostem nierówności i prawicowym populizmem, co odbija się w strukturze elektoratu partii reprezentujących prawicę i lewicę w krajach Zachodu. Francuski ekonomista porównał dane pochodzące z Francji, Wielkiej Brytanii i USA od lat 20. do 2016 roku, które wskazują, że we wszystkich trzech krajach elektorat partii lewicowych (takich jak Partia Pracy czy Zieloni) znacząco się zmienił. Od połowy lat 60. widać wyraźną i stabilną tendencję: partie tradycyjnie reprezentujące osoby bez wyższego wykształcenia i o niższych dochodach w coraz większym stopniu przyciągają dobrze wykształconych przedstawicieli klasy średniej. Dziś na lewicę głosują przede wszystkim reprezentanci intelektualnych elit, których Piketty nazywa „braminami”, podczas gdy klasę ludową przyciągają nie tyle „stare” partie konserwatywne, które tradycyjnie starały się przyciągnąć zamożniejszych wyborców, ile prawicowi populiści obiecujący rozprawienie się z „elitami”. Zmiana w strukturze klasowej wyborców partii lewicowych przy jednoczesnym utrzymaniu owej struktury w przypadku tradycyjnych partii konserwatywnych sprawiła, że w wielu krajach żadna z dominujących partii nie ma powodów, żeby reprezentować interesy wykluczonych bądź dbać o to, by efekty wzrostu gospodarczego rozkładały się równo w całym społeczeństwie. W efekcie, dowodzi Piketty, nierówności rosną, konflikty społeczne nabrzmiewają, a lukę na scenie politycznej wypełniają partie populistyczne. To one, przynajmniej na poziomie deklaracji, reprezentują ludzi stojących najniżej w społecznej hierarchii lub odczuwających swoją pozycję jako niepewną.

Chcąc lepiej zrozumieć, dlaczego mamy dziś do czynienia ze wznoszącą falą prawicowego populizmu, należy przyjrzeć się związkom między niestabilnością ekonomiczną a lękami dotyczącymi przemian w sferze norm, stylu życia, rodziny i seksualności. Podstawą populistycznego imaginarium jest podział na skorumpowane elity i skolonizowany lud, ale podstawą tego rozróżnienia jest nie tylko hierarchia władzy i zasobów, ale też dystynkcje i różnice kulturowe. Kluczem do sukcesu prawicowego populizmu są nierówności, rozumiane nie tylko jako nierówny dostęp do zasobów, brak poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego i prekaryzacja w sferze pracy, ale też nierówności w sferze dystrybucji godności, głosu i widzialności. Te ostatnie są znacznie trudniej uchwytne niż nierówności w zarobkach, stanowią bowiem odzwierciedlenie nie tylko przemian w sferze ekonomii, ale też przekształceń dotyczących definicji obywatelstwa we współczesnym świecie. W dyskursie i praktyce politycznej widać wyraźnie marginalizację praw socjalnych; brakuje świadomości, że obywatelstwo socjalne ma zasadnicze znaczenie dla stabilności systemów politycznych i społeczeństw.

W klasycznym już eseju Citizenship and Social Class brytyjski socjolog T. H. Marshall (1950) wskazywał, że obywatelstwo samo w sobie może funkcjonować jako źródło i przyczyna społecznej nierówności, dlatego prawom politycznym muszą towarzyszyć prawa społeczne. Obowiązkiem państwa jest walka z nierównościami ekonomicznymi i edukacyjnymi, a także poszerzanie przestrzeni, w której obywatele mogą doświadczyć wspólnoty, również kulturowej. Obywatele pozbawieni opieki medycznej, kobiety obarczone całkowitą odpowiedzialnością za opiekę nad dziećmi i osobami chorymi, ludzie z niepełnosprawnościami czy próbujący związać koniec z końcem „pracujący biedni” – wszystkie te grupy bez wsparcia państwa w sferze socjalnej nie mają możliwości skorzystania z przysługujących im praw politycznych. Nie pójdą głosować, bo nie mogą ruszyć się z domu; nie będą startować w wyborach, bo ich skromne zasoby czasu i środków nie pozwalają na żadne aktywności wykraczające poza niezbędne minimum, nawet na to, by obserwować publiczną debatę. Choć nie są pozbawieni obywatelstwa, jak choćby migranci czy uchodźcy, to w praktyce stają się obywatelami drugiej kategorii.

Oczywiście osoby, które zmagają się ze skutkami ekonomicznych nierówności, nie stają się automatycznie zwolennikami partii populistycznych, a ci, którym się dobrze wiedzie, niekoniecznie będą popierać partie liberalne. Badania dotyczące elektoratu Donalda Trumpa wskazują, że głosujący na niego Amerykanie byli średnio w nieco lepszej sytuacji ekonomicznej niż wyborcy Hillary Clinton. Co więcej, wśród najuboższych przeważyli głosujący na Demokratów. Podobnie było też w Polsce: choć wśród elektoratu Prawa i Sprawiedliwości przeważały osoby gorzej wykształcone, starsze i z mniejszych miejscowości, to jednak partia ta nie wygrałaby bez poparcia sporej części dobrze sytuowanych mieszkańców większych miast. Jak wskazuje w swej analizie postaw wyborców PiS w małym mieście na Mazowszu socjolog Maciej Gdula (2018), zwolennikami tej partii są też dobrze sytuowani przedstawiciele klasy ludowej bądź średniej, którzy należą do „wygranych transformacji”, ale identyfikują się zarówno z propagowanym przez prawicę antyelitaryzmem, jak i krytyką poprzednich rządów. W praktyce mamy więc do czynienia z tym, co Peter Marcuse opisywał jako „a combination of the deprived and the discontented” (2009), czyli koalicję między tymi, którzy doświadczają realnej deprywacji (na przykład pracują na umowach śmieciowych, są lokatorami eksmitowanymi z prywatyzowanych budynków czy pracują za stawki znacznie niższe od średniej krajowej), a tymi, którzy są niezadowoleni, bo doznają utraty poczucia godności albo uważają, że ktoś ogranicza ich możliwości rozwoju.

Wypowiedzi zwolenników PiS odnotowane przez Gdulę wskazują, że poczucie marginalizacji i postrzeganie siebie jako ofiary wynika zarówno z realnych krzywd ekonomicznych, jak i z resentymentu, który każe sądzić, że inni osiągnęli swoje sukcesy nie dzięki pracy i zaangażowaniu, tylko znajomościom, braku moralności czy skrupułów. W gruncie rzeczy obie te postawy – realna deprywacja i poczucie pominięcia – sprowadzają się do przekonania, że zostaliśmy pozbawieni tego, co dostają inni, co z kolei budzi gniew i lęk przed kolejnymi stratami. Zdaniem austriackiej badaczki Ruth Wodak (2015) populizm jest w swej istocie polityką strachu: pobudza i karmi się lękiem przed utratą pracy, przed obcymi, przed utratą tradycji i wartości, przed utratą suwerenności i zmianą kulturową. Realne trudności ekonomiczne powodują zwiększenie poziomu lęku, ale nie są warunkiem jego pojawienia się: ci, którzy mają więcej, obawiają się utraty swojej uprzywilejowanej pozycji, choć mają zwykle zasoby, dzięki którym raczej nie spadną na sam dół drabiny społecznej.

„Nadal jesteśmy zieloną wyspą. Tylko ludzie są wkurzeni”

W Polsce pierwsze oznaki wznoszącej fali prawicowego populizmu spotkały się z niedowierzaniem liberalnego mainstreamu. Politycy i publicyści zastanawiali się, dlaczego wyborcy głosują na populistów, skoro mamy dobrze funkcjonującą demokrację, a na dodatek udało się pokonać kryzys gospodarczy i utrzymać wzrost gospodarczy. Jeśli wierzyć wskaźnikom makroekonomicznym, w 2015 roku Polska była „zieloną wyspą” na morzu państw mniej lub bardziej dotkniętych kryzysem ekonomicznym i skutkami działań, które miały przeciwdziałać jego rozszerzeniu. Wizja kraju, który rośnie w siłę i w którym ludziom żyje się dostatnio, w dużej mierze zastąpiła namysł nad tym, czy polityki wzrostu nie należy zastąpić polityką redystrybucji. Zapowiedź zaskoczenia, z jakim przyjęto zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w 2015, i przejawy intelektualnej bezradności wobec wyzwań społeczno-ekonomicznych, znajdziemy w działaniach i publicznych wystąpieniach polityków rządzącej w latach 2007–2015 Platformy Obywatelskiej. Emblematyczna jest wypowiedź premiera Donalda Tuska z 2012 roku, który w rozmowie z Moniką Olejnik stwierdził: „Wydaje mi się, że narzędzia, jakie dobieramy, są dobre. Nadal jesteśmy zieloną wyspą. Tylko ludzie są wkurzeni”.

Tusk, podobnie zresztą jak wielu polityków i komentatorów, sądził, że gniew części polskiego społeczeństwa jest irracjonalny, sztucznie wykreowany i wystarczy ludziom wytłumaczyć, że fakty przemawiają na korzyść rządzącej wtedy koalicji PO–PSL. Wydaje się, że nie zdawał sobie sprawy z realnych problemów, z jakimi boryka się duża część społeczeństwa. Nie zrozumiał też, że niezadowolenie nie jest najwyższe wtedy, gdy sytuacja jest najgorsza, ale wówczas, gdy ludzie oczekują poprawy, która nie następuje – niespełnione oczekiwania i zawiedzione nadzieje często okazują się znacznie lepszym podglebiem masowych protestów niż sytuacja bardzo nawet trudna, ale w miarę stabilna. Ciągłe podkreślanie, jak dobrze ma się gospodarka w Polsce, u wielu osób wzmacniało rozczarowanie i gniew w konfrontacji z ich codziennymi doświadczeniami. Na „zielonej wyspie” żyła bowiem tylko część Polaków i Polek, podczas gdy całe ich rzesze żyły w kraju, w którym mediana zarobków wynosiła niewiele ponad 3 000 złotych brutto, a warunki pracy wielu grup znacząco się pogorszyły.

Realia życia w Polsce w ciągu ostatniej dekady przedstawiają autorki dwóch ważnych książek: wydanego w 2010 roku opracowania Kobiety na „zielonej wyspie”. Kryzys w Polsce z perspektywy gender, pod redakcją Anny Czerwińskiej, Zofii Łapniewskiej i Joanny Piotrowskiej, oraz zbioru analiz Obywatel na zielonej wyspie, który w 2017 roku wydały Maria Theiss, Anna Kurowska, Janina Petelczyc i Barbara Lewenstein. Można w nich znaleźć przyczyny społecznego niezadowolenia, czy wręcz wściekłości, z jaką spotkały się wśród części wyborców i wyborczyń zapewnienia rządzących, że wszyscy żyjemy w dobrobycie. Jak wskazują autorki Obywatela na zielonej wyspie, w latach 2008–2015 znacznie pogorszyły się warunki pracy wielu grup zawodowych, wzrosły wymagania pracodawców i obciążenie pracą, czemu towarzyszył dyskurs roszczeń państwa wobec obywateli. „Wśród postulowanych zachowań znajdowały się przede wszystkim: elastyczność, oznaczająca między innymi gotowość do akceptowania gorszych warunków pracy przez pracowników, przedsiębiorczość i samokształcenie” (Theiss 2017: 226). Podobnie jak w latach 90. zawstydzano robotników czy rolników, w okresie kryzysu zawstydzano tych, którzy ośmielili się narzekać na warunki pracy i płacę, jako leniwych, niewystarczająco aktywnych i zdeterminowanych.

W tym okresie narastały podziały pomiędzy poszczególnymi grupami pracowników ze względu na rodzaj zatrudnienia. W znacznie lepszej sytuacji i z reguły lepiej opłacane były osoby zatrudnione na etacie w porównaniu z rosnącą grupą pracowników zatrudnionych na umowy krótkoterminowe – oraz w zależności od umiejscowienia w hierarchii prestiżu i władzy. I tak sytuacja lekarzy uległa znacznej poprawie, podczas gdy inne grupy zawodów medycznych, na przykład pielęgniarki, były wciąż kiepsko opłacane i w coraz większym stopniu przepracowane, zmuszane do przejścia na samozatrudnienie lub do łączenia kilku etatów. Badania wskazują, że mimo rosnącego PKB w Polsce częściej niż w innych krajach europejskich pracownicy doświadczali zwiększania obowiązków na stanowisku pracy, częściej musieli pracować w nadgodzinach bez dodatkowego wynagrodzenia bądź zmniejszano im płace. Jednocześnie pracownicy i pracownice w Polsce znacznie częściej deklarowali poczucie niepewności zatrudnienia w porównaniu z krajami takimi jak Wielka Brytania, Niemcy czy Szwecja, które w większym stopniu padły ofiarą kryzysu ekonomicznego (Kurowska 2017: 117–118). Sytuacja, w której realna pozycja obywatelek i obywateli – pracowników i pracownic – uległa znaczącemu osłabieniu, nie pozostała bez wpływu na sferę polityki. Jak wskazuje Theiss, „sprzyjało [to] rosnącej delegitymizacji działania systemu politycznego pod koniec rządów Platformy Obywatelskiej” (2017).

W przypadku niektórych grup zawodowych opisane wyżej negatywne zjawiska pogłębiły i tak trudną sytuację „długotrwałego kryzysu”, którym to terminem socjolożka Julia Kubisa określiła sytuację kobiet w zawodach sfeminizowanych, takich jak pielęgniarki. Wskazywała, że działaczki związków zawodowych, z którymi rozmawiała, wskazują na „schizofreniczną sytuację, [kiedy to] w przekazach medialnych rząd informuje, że kryzys nie dotknął Polski, wskazując na dobre wyniki PKB, [ale] w miejscu pracy stykają się z intensyfikacją pracy połączoną z tzw. restrukturyzacją, czyli zwalnianiem części pracowników, obcinaniem etatów, niechęcią pracodawców do umów na czas nieokreślony, outsourcingiem, odwoływaniem obiecanych podwyżek, wydłużaniem godzin pracy” (2010: 60–61). Jak zawsze kryzys w największym stopniu odbija się na sytuacji najsłabszych grup, w tym kobiet, na które spada więcej nieodpłatnej pracy opiekuńczej. To one w większym stopniu niż mężczyźni odczuwają cięcia wydatków na opiekę społeczną i cele socjalne; muszą też włożyć więcej wysiłku, by sprostać większym wymaganiom na rynku pracy, ponieważ są obciążone nieodpłatną pracą w domu. W publicznej debacie o odpływie kobiet z rynku pracy, który przypisuje się wprowadzeniu świadczenia 500+, często pojawiają się argumenty, że 500+ „rozleniwia kobiety” i „wypycha” je do sfery domowej, brakuje jednak namysłu nad tym, w jakich warunkach i za jakie płace pracowały do tej pory.

Polityka emocji i obywatelstwo socjalne

W świetle wspomnianych analiz przestaje dziwić, że prawicowy populizm wygrał nie tylko w krajach mocno dotkniętych skutkami kryzysu, ale i na „zielonej wyspie”. Jeśli uznamy populizm za umiejętność wyrażania w debacie publicznej emocji i żądań tych grup, które były uprzednio marginalizowane, które wypychano poza główny nurt debaty, PiS niewątpliwie znacznie lepiej odczytał sytuację niż partia rządząca. W tej perspektywie zwycięstwo prawicy należy uznać za efekt dostrzeżenia i wyrażenia potrzeb tych, których starano się przekonać, że wzrost PKB „podniósł wszystkie łódki”. Czy jednak chodzi wyłącznie o nazwanie ukrytego problemu i obietnicę naprawienia błędów? Kluczem do sukcesu prawicowych populistów jest umiejętność wzmacniania lęków i wskazywania winnych tego, że je odczuwamy. Emocje stanowią integralną część populistycznej polityki i strategii, to prawda. Stanowią też integralną część polityki jako takiej, ale w przeciwieństwie do projektów lewicowych, które często oparte są na emocjach, takich jak gniew, zaufanie, solidarność i wiara w przyszłość, prawicowy populizm opiera się głównie na strachu, resentymencie i niechęci do Innego. Tym Innym są najczęściej grupy określane jako elity, których dominacja bywa wyimaginowana. W roli tej występują też grupy mniejszościowe, które z ofiar stają się zagrożeniem lub sprawcami przemocy. Zdaniem Wodak poszukiwanie kozła ofiarnego jest istotną częścią praktyk dyskursywnych populistów – nie wystarczy wzbudzić strach, trzeba też wskazać jego źródło i powiedzieć: pokonamy Ich!

W kontekście uwiądu obywatelstwa społecznego jako ideału i jako praktyki źródłem lęku staje się często wstyd i poczucie poniżenia wynikające z powszechnego braku uznania dla podmiotowości i godności poszczególnych grup i osób, które uznaje się za „roszczeniowe” bądź łatwe do przekupienia. Debata dotycząca skutków 500+ w Polsce pokazuje, jak bardzo deficytowym towarem jest szacunek i uznanie godności kobiet, które podejmują decyzję o rezygnacji z pracy i korzystają z finansowego wsparcia państwa. Czy w takim razie należałoby uznać, że realizowana przez Kaczyńskiego czy Orbana polityka wsparcia dla kobiet wykonujących pracę opiekuńczą i rodzin, szczególnie wielodzietnych, stanowi realizację marshallowskiego ideału obywatelstwa socjalnego? W tym miejscu widać, jak populistyczna strategia splata się z ideologią: dla konserwatywnej prawicy kobiety skupiające się wyłącznie na nieodpłatnej pracy opiekuńczej są wcieleniem ideału kobiecości, podczas gdy w oczach liberałów okazują się ofiarami politycznego przekupstwa bądź osobami zbyt leniwymi, by pracować. Ani dla jednych, ani dla drugich celem nie jest walka z nierównościami, które zmuszają wiele kobiet do wyboru między pracą a domem. Potwierdzają to analizy Development Finance International i Oxfam z 2018 roku, które pokazują, że pod względem działań podejmowanych przez rządzących na rzecz zmniejszenia nierówności Polska zajmuje w Europie daleką, 20. pozycję, a i to głównie dzięki zwiększeniu wydatków na cele socjalne.

Populiści nie tyle zatem odzyskują obywatelstwo socjalne, ile dają jego namiastkę grupom, które z powodów ideologicznych bądź strategicznych włączają do wspólnoty „ludu”. Jednocześnie ich celem nie jest budowanie pluralistycznej wspólnoty umożliwiającej jak największej grupie obywatelek i obywateli uczestnictwo w życiu społecznym i w sferze kultury. Przeciwnie, celem jest wytworzenie i utrwalenie podziałów, które napędzają polityczną mobilizację zwolenników. Uznanie, jakie wyraża Prawo i Sprawiedliwość dla kobiet wykonujących pracę opiekuńczą, podszyte jest pogardą i nienawiścią wobec innych grup, na przykład feministek, lesbijek, wszystkich osób działających na rzecz równości płci, seksualnej demokracji i świeckiego państwa. Dla polityków reprezentujących skrajną prawicę w Polsce źródłem emocjonalnego związku ze zwolennikami jest budowanie figury wspólnego wroga jako elity kulturowej, która lud zawstydza i która nim gardzi.

Ważnych wniosków co do tego, jak działają emocje w populistycznej polityce, dostarczają badania Mikko Salmeli i Christiana von Scheve (2018). Porównując dynamikę emocji w prawicowym i lewicowym populizmie, pokazali oni, że prawicowy populizm charakteryzuje tłumiony wstyd, powodujący, że lęk i brak poczucia stabilności wyrażają się przede wszystkim poprzez resentyment i nienawiść wobec wyimaginowanych wrogów. Tymczasem lewicowy populizm pozwala jednostkom i grupom na wyrażanie wstydu w przestrzeni publicznej, a co za tym idzie – sprzyja skierowaniu gniewu ku prawdziwym przyczynom problemu: neoliberalnym politykom cięć i wprowadzającym je politykom. Warto też przywołać analizę Przemysława Czapińskiego (2017), wskazującego, że mamy dziś do czynienia w Polsce ze współistnieniem dwóch niekompatybilnych reżimów wstydu i dumy: reżim „progresywny”, w którym dumę czerpie się z wyrażania wstydu, oraz „konserwatywny/prawicowy”, w którym duma ma wynikać z zanegowania wstydu.

To właśnie emocje, w tym wstyd, są dziś kluczem do politycznej zmiany, nie tylko w Polsce. To nie nadmierne roszczenia są motorem gniewu, jaki napędza liczne grupy obywateli głosujących na „partie sprzeciwu” w kolejnych krajach, ale raczej chęć odsunięcia od siebie piętna wstydu, jakim w dzisiejszym świecie tak łatwo naznacza się tych, którzy nie nadążają za szybkim tempem zmian. Brak lewicowego języka dla wyrażenia tego wstydu i brak strategii pozwalającej przekierować wynikający z niego gniew na realne źródła problemu i aktorów ponoszących realną odpowiedzialność za pogarszającą się sytuację pozostawia lukę, którą jakże skutecznie wypełnia populistyczna prawica. Remedium na ów brak może być język obywatelstwa socjalnego, rozumianego nie tylko jako konieczność dbania o bytowe potrzeby i o poczucie ekonomicznego bezpieczeństwa, ale też jako proces budowania prawdziwej wspólnoty, w której uczestnictwo nie będzie dostępne przede wszystkim dla kulturowych i biznesowych elit.

Elżbieta Korolczuk

Elżbieta Korolczuk – socjolożka, działaczka społeczna i komentatorka. Pracuje na Uniwersytecie Södertörn w Sztokhomie i wykłada w Ośrodku Studiów Amerykańskich na uW. Bada ruchy społeczne (w tym anty-genderowe i populistyczne), społeczeństwo obywatelskie, kategorię płci oraz rodzicielstwo. Jest współredaktorką (z Renatą E. Hryciuk) książek Pożegnanie z Matką Polką? Dyskursy, praktyki i reprezentacje macierzyństwa we współczesnej Polsce i Niebezpieczne związki. Macierzyństwo, ojcostwo i polityka. Jej najnowsze publikacje to książki Rebellious Parents. Parental Movements in Central-Eastern Europe and Russia, przygotowana we współpracy z Katalin Fábián (Indiana University Press, 2017) i Civil Society revisited: Lesssons from Poland wydana z Kerstin Jacobsson (Berghahn Books, 2017), oraz artykuły, w tym Gender as ‘Ebola from Brussels’: The Anti-colonial Frame and the Rise of Illiberal Populism (z Agnieszką Graff) w „Signs: Journal of Women in Culture and Society” (2018).

Bibliografia:
Canovan Margaret. 2010. Zaufajcie ludowi! Populizm i dwa oblicza demokracji, w: Populizm, red. Olga Wysocka. Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego.
Czapliński, Przemysław. 2017. A War of Shames. Teksty Drugie. 63–90.
Czerwińska, Anna, Łapniewska, Zofia & Joanna Piotrowska. 2010. Kobiety na „zielonej wyspie”. Kryzys w Polsce z perspektywy gender. Warszawa: H. Boell.
Theiss, Maria, Kurowska, Anna, Petelczyc, Janina & Barbara Lewenstein. 2017. Obywatel na zielonej wyspie. Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN.
Gdula, Maciej. 2018. Nowy autorytaryzm. Warszawa: Krytyka Polityczna.
Inglehart, Ronald F. & Norris, Pippa. 2016. Trump, Brexit, and the Rise of Populism: Economic Have-Nots and Cultural Backlash. Harvard Kennedy School Faculty Research Working Papers.
Kimmel. Michael. 2013. Angry White Men: American Masculinity at the End of an Era. New York: Nation Books.
Kubisa, Julia. 2010. Kobiety w długotrwałym kryzysie, w: Czerwińska, Anna, Łapniewska, Zofia & Joanna Piotrowska. 2010. Kobiety na „zielonej wyspie”. Kryzys w Polsce z perspektywy gender. Warszawa: H. Boell, 60–85.
Kurowska, Anna. 2017. Obiektywna i subiektywna sytuacja życiowa Polek i Polaków, w: Theiss, Maria, Kurowska, Anna, Petelczyc, Janina & Barbara Lewenstein. 2017. Obywatel na zielonej wyspie. Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN.
Marshall Thomas Humphrey. 1950. Citizenship and Social Class: And Other Essays. Cambridge: Cambridge University Press.
Marcuse, Peter. 2009. From critical urban theory to the right to the city. City 13(2–3): 185–196.
Mouffe, Chantal 2018. For a Left Populism. London & New York: Verso.
Mudde, Cas. 2004. The Populist Zeitgeist. Government and Opposition, 39(4), 541–563.
Piketty, Thomas. 2018. Brahmin Left vs Merchant Right: Rising Inequality & the Changing Structure of Political Conflict (Evidence from France, Britain and the US, 1948–2017). WID.world WORKING PAPER SERIES N° 2018/7.
Salmela, Mikko & Christian von Scheve. 2018. Emotional dynamics of right-and left-wing political populism. Humanity & society 42(4).
Theiss, Maria. 2017. Zakończenie. Obywatelstwo społeczne w sferze zatrudnienia, w: Theiss, Maria, Kurowska, Anna, Petelczyc, Janina & Barbara Lewenstein. 2017. Obywatel na zielonej wyspie. Warszawa: Wydawnictwa IFiS PAN, 223–233.
Wodak, Ruth. 2015. The Politics of Fear. London: Sage.
Wysocka, Olga red. 2010. Populizm. Warszawa: Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego.

Tekst publikowany na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa 3.0 (prawo przedruku z podaniem autora i źródła)